Rgielsk. Śmierć małej Zuzi. Sołtys wsi mówi o tragedii
Całe Rgielsko jest poruszone śmiercią małej Zuzi, która straciła przytomność po wejściu do skrzyni łóżka. Do wypadku doszło w sylwestra, a gdy rodzice dziewczynki zorientowali się, że została ona przez pomyłkę zamknięta w środku, natychmiast wezwali służby ratownicze. 1,5-roczne dziecko trafiło do szpitala w Wągrowcu, gdzie udało się przywrócić mu funkcje życiowe, a następnie zostało przetransportowane do jednej z placówek medycznych w Poznaniu, gdzie zmarło ostatecznie 1 stycznia.
Prokuratura wszczęła w tej sprawie postępowanie, planując sekcję zwłok, ale śledczy od samego początku podkreślają, że doszło do nieszczęśliwego wypadku i trudno tu mówić o jakiejkolwiek winie rodziców Zuzi.
To samo podkreśla sołtys Rgielska, który przekonuje w rozmowie z "Faktem", że "pół złego słowa nie można na ich powiedzieć ". Jak dodaje, rodzice dbali o wszystkie swoje dzieci, bo dziewczynka miała jeszcze dwoje rodzeństwa: 3-letniego braciszka i 9-letnią córeczkę. Ich mama zajmowała się nimi w domu, a tata pracował, po godzinach naprawiając też samochody.
- Ojciec sam wybudował specjalnie altanę, żeby mieć je gdzie wyprawić. Chcieli ją wykorzystywać na różne rodzinne imprezy. Mieli tyle planów, a tu taka tragedia na początku roku - mówi sołtys Rgielska Przemysław Gałecki.
Rodzice Zuzi zamieścili po śmierci córki wpis w mediach społecznościowych, w którym m.in. dziękują jej za "za wszystkie wspólne chwile, za Twoją miłość i dobroć".
- Twoje ciepło, uśmiech i życzliwość na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Kochamy Cię - kończą post poświęcony dziewczynce.