Wielkopolska. Wiktorek był na skraju życia i śmierci. Uratowali go policjanci
To miała być zwykła popołudniowa służba patrolówki z Jastrowia, gdy nagle do radiowozu w małym Sypniewie autem podjechało przerażone małżeństwo. Z samochodu, z krzykiem wybiegła zapłakana kobieta. - Mój syn nie oddycha! - powiedziała funkcjonariuszom, a oni od razu wiedzieli, że nie ma czasu do stracenia.
Zobacz: Gostyń: Rodzina zatruła się tlenkiem węgla! 6 osób w szpitalu, w tym 3 dzieci!
W samochodzie trzymiesięczny chłopczyk był już siny. Nie oddychał. Okazało się, że Wiktor zakrztusił się mlekiem w domu. Rodzice postanowili wsiąść do auta i pojechać po pomoc do pielęgniarki, która miała być w pobliżu. Wszystko dlatego, że na karetkę w Sypniewie się czeka się bardzo długo.
Gdy sierżant sztab. Damian Kledzik zobaczył, w jakim stanie jest chłopiec, wiedział, że liczą się dosłownie minuty. Szybko udrożnił dziecku drogi oddechowe i zaczął reanimację. Na szczęście niemowlak po chwili zaczął samodzielnie oddychać. Policjant zabrał więc malucha do radiowozu i tam przytulając go, ogrzewał i sprawdzał jego oddech. Tak czekali na przyjazd karetki.
- Sierżant Kledzik to doświadczony policjant, nie czuje się bohaterem, ale zrobił wszystko, co było w jego mocy i na szczęście się udało - mówi Damian Pachuc, rzecznik prasowy policji w Złotowie.