Pięć ciał w domu jednorodzinnym w Chodzieży! Morderca nie oszczędził nawet malutkiego Stasia
Koszmar rozegrał się w poniedziałek, 24 kwietnia. To wtedy, w domu jednorodzinnym, znaleziono ciała pięciu osób. Okazało się, że wszyscy byli członkami jednej rodziny: to Bogdan A., jego żona Krystyna, syn Krzysztof, jego żona Marta (38 l.) i ich malutki, 4-miesięczny syn Staszek. Rodzina ofiar wspomina, że Krzysztof z Martą bardzo cieszyli się z narodzin swojego pierwszego dziecka.
- Długo się starali o dziecko - powiedziała "Super Expressowi" ciotka Krzysztofa A. Sąsiedzi codziennie, do południa, widywali małżeństwo spacerujące z wózkiem.
Szczegóły mordu są wstrząsający. Śledczy od początku nie mają wątpliwości, że sprawca, który wymordował całą swoją rodzinę najpierw zabił swoich rodziców, potem żonę i małego synka, którego ciało przykrył kołderką, a potem popełnił samobójstwo.
Zobacz: Chodzież. Rodzina Krzysztofa mogła żyć?! Wstrząsająca hipoteza psychologa. Wystarczyło...
Na razie funkcjonariusze nie znają motywu sprawcy, bo mężczyzna nie zostawił listu pożegnalnego. Rodzina nie miała też założonej niebieskiej karty na policji i nigdy nie było tam interwencji policji.
Marta zginęła z rąk swojego męża. Jej siostra mówi, co działo się przed tragedią. Chodzi o SMS-y
Jeszcze dwa miesiące temu, Marta i Krzysztof mieszkali w Sochaczewie pod Warszawą, potem przeprowadzili się do Chodzieży.
- To byli spokojni, normalni ludzie, nasi sąsiedzi - mówią nam zszokowani mieszkańcy podwarszawskiej miejscowości. Kobieta prowadziła firmę, która była zarejestrowana właśnie w tym mieście. Zajmowała się sprzedażą wysyłkową torebek, które własnoręcznie malowała
W tym domu mieszkała Marta i Krzysztof przed przeprowadzką do Chodzieży
Dziennikarka "Faktu" dotarła do bliskich zabitej Marty. Oni także nie mogą pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Jak ustaliła gazeta, po raz ostatni rodzice mieli kontakt z córką w środę, 19 kwietnia.
– Rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon. Naprawdę nic nie wskazywało na to, że dzieje się coś złego, córka była w dobrym nastroju – opisuje dziennikarce pani Małgorzata, mama Marty. I dodaje, że z kolei dzień później Marta SMS-owała ze swoją siostrą. Potem kontakt się urwał...
Czy wtedy doszło do dramatu? To próbują ustalić śledczy, którzy dopiero po sekcji zwłok będą w stanie określi, kiedy doszło do morderstw. - Ciała na pewno nie leżały długo, już teraz wiemy, że najpierw zginęli rodzice mężczyzny - podkreślił prok. Wawrzyniak. Po sekcji zwłok będzie również wiadomo, czy Marta A. broniła się przed śmiercią.