Gdy umarł Mateusz, miał tylko cztery latka, a aż połowę swojego życia walczył ze śmiertelną chorobą. – Zaczęło się od banalnego bólu brzucha. Chodziliśmy od lekarza do lekarza aż pewnego dnia brzuszek zrobił się duży i twardy, lekarze nie mieli już wątpliwości. To rak – mówi Magdalena Ziółkowska, mama chłopca. Mateuszka dopadł podstępny, złośliwy, wyjątkowo oporny na leczenie nowotwór, z którym próbowali sobie poradzić najlepsi lekarze z całej Polski. - To guz wnikający do kanału kręgowego – tłumaczy pani Magda i szczegółowo opisuje starania medyków o uratowanie chłopca. - Najpierw operacja we Wrocławiu, potem trzy w Krakowie. Ale guz cały czas odrastał. Jakby tego było mało, pojawiły się przerzuty. Do wątroby i płuc – mówiła nam w czasie leczenia chłopca załamana kobieta. Jej synek długo trzymał się dzielnie, aż w końcu z dnia na dzień robił się coraz słabszy i słabszy… We wrześniu 2014 roku w Super Expressie apelowaliśmy o wysyłanie do niego kartek, które sprawiały mu największą radość. W październiku chłopiec zasnął i już się nie obudził…
- Cierpieliśmy okropnie – mówi Magdalena Ziółkowska. Tego nawet nie da się opisać słowami. Wściekłość mieszała się z żalem, pustka z rozgoryczeniem. – Ale my dostaliśmy coś najważniejszego, co można dostać w te dni: wsparcie najbliższej rodziny i przyjaciół - mówi pani Magda. Nikt się od nich nie odsunął. Nikt nie przestał odzywać.
Żeby funkcjonować, Magda Ziółkowska trzymała się kilku ważnych myśli. – Mówiłam sama sobie, że muszę dać sobie radę, żeby Mati był z nas dumny, tam na górze, gdzie jest teraz – mówi pani Magda. – Muszę też być twarda dla Oliwii, naszego drugiego dziecka, które jest z nami tu i teraz i nas potrzebuje – dodaje kobieta. Ale najważniejsze, co było ważne po śmierci dziecka - to miłość jej męża. – Nie ma nic ważniejszego niż wsparcie ukochanej osoby, a niestety wiele par po takich tragediach się rozwodzi – mówi pani Magda. Mateusz zmarł dokładnie w dzień 10 rocznicy ślubu swoich rodziców. – I my wspólnie z mężem stwierdziliśmy, że to znak, iż mamy być razem już do końca – mówi mama Mateusza. A teraz? Kilka lat po śmierci Mateusza? – Wciąż tęsknimy, wciąż nas boli, ale pomagają nam wspomnienia. Na ścianie mamy masę zdjęć Mateusza – mówi pani Magda. Wciąż też o nim rozmawiają. – Wspominamy go, śmiejemy się – mówi. I chociaż wciąż tęsknią, to potrafią z tym żyć…
- Żałoba po utracie dziecka to jedno z najbardziej bolesnych doświadczeń w życiu rodzica. Odejście dziecka to szczególny rodzaj bólu, pustki i poczucia odłączenia, które może towarzyszyć rodzicom nawet do końca życia. Utrata dziecka to przede wszystkim zerwanie biologicznej, pierwotnej, silnej więzi psychicznej, która łączy rodziców z dzieckiem – tłumaczy Kinga Pawlak, psycholog z Pracowni Rozwoju Osobistego ze Środy Wielkopolskiej.
Co zrobić zatem, żeby przetrwać tak ogromny ból i gehennę po utracie dziecka? - Historia rodziców Mateusza pokazuje, że żałoba to proces, który w początkowym etapie zazwyczaj wiąże się z zaprzeczeniem śmierci, gniewem na Boga, na los. Na końcu tego trudnego procesu może pojawić się ogromny smutek, który pozwala odpocząć rodzicom po wyczerpujących emocjach, takich jak gniew, czy złość, który ostatecznie, jeżeli rodzina otrzymuje wsparcie społeczne i wzajemną empatię może prowadzić do akceptacji tego, co się wydarzyło – mówi psycholog. Sposób przeżywania żałoby i opłakiwania śmierci dziecka jest jednak sprawą indywidualną i dotyczy wewnętrznego świata osób pogrążonych w żałobie.
- Historia Mateusza pokazuje, jak istotne są relacje i więzi w rodzinie. Wzajemne wsparcie małżonków jest kluczowe do tego aby zaakceptować stratę i pożegnać się z dzieckiem. W rodzinach, w których małżonkowie potrafią dzielić się swoimi przeżyciami, okazywać tęsknotę i rozmawiać o śmierci dziecka i przede wszystkim nie zamykać się na siebie wzajemnie łatwiej jest przejść czas żałoby, pogodzić się z losem i zbudować jeszcze silniejsze więzi z członkami rodziny – tłumaczy Kinga Pawlak i dodaje, że rodzice Mateusza mają dla kogo żyć, ponieważ mają również córeczkę, której obecność sprawiła, że potrafili przetrwać najbardziej bolesne chwile i odbudować wolę życia.