O Ewelinie znajomi i przyjaciele mówili: wulkan energii. Wszędzie było jej pełno, a najważniejsze było dla niej zawsze dobro innych. Działała w Szlachetnej Paczce, Akademii Przyszłości, Stowarzyszeniu Wiosna. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych, nic nie było dla niej problemem. - Ewelina połowę swojego życia działała charytatywnie. To osoba, która nie przeszła obojętnie obok potrzebującego i do samej chwili śmierci interesowała się innymi inicjatywami pomocy potrzebującym - mówią o niej jej przyjaciele z wolontariatu. Niestety, na początku maja Ewelina zaczęła się gorzej czuć. Od dwóch lat zmagała się z rzadką immunologiczną chorobą - miastenią. To podstępny wróg, który atakuje mięśnie, gdy zaatakuje te, które biorą udział w oddychaniu może dojść do tragedii.
Ewelina Garczyńska zaczęła mieć duszności w trakcie majówki. Z pilnym skierowaniem pojechała do szpitala do Bydgoszczy, bo tam znajduje się oddział, na którym leczy się miastenię. - Tam usłyszała, że jej stan jest dobry i ma czekać na przyjęcie na oddział w normalnym trybie - wyjaśnia Paweł Garczewski, tata Eweliny. Dzień później, wieczorem już z silną dusznością trafiła do szpitala w Koninie. Prosiła o pomoc i została przyjęta na oddział neurologiczny.
- Niestety była tam bardzo źle traktowana, lekarze sugerowali, że symuluje - mówi pan Paweł. Trzy dni później, jak relacjonuje rodzina, kobieta upadła na szpitalnej podłodze. Wysyłała błagalne informacje do rodziny. - Dajcie żyć - pisała. Niestety, jej stan nagle się pogorszył. - Podali jej tlen, ale nie podłączyli do respiratora - mówi Paweł Garczyński, który ma ogromny żal do medyków. 9 maja 31-latka zmarła.
Sprawa trafiła już do konińskiej prokuratury. - Wszczęliśmy śledztwo i zwróciliśmy się do placówki medycznej o dokumentację medyczną - mówi Super Expressowi Ewa Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Koninie. W środę (15 maja) odbędzie się sekcja zwłok Eweliny. Być może ona da odpowiedź, czy tej tragedii było można uniknąć.