W piątek ostrzegaliśmy w „Super Expressie”, że król wnuczkowej mafii wyszedł na wolność. Choć został nieprawomocnie skazany na 7 lat, siedział nie w więzieniu, ale w warszawskim areszcie, gdzie czekał na proces w sprawie kolejnych zarzutów o kolejne oszustwa metodą „na wnuczka”. Sąd uznał jednak, że nowe i stare zarzuty to „czy ciągły”, nie można go karać dwa razy za to samo i umorzył nowe postępowanie.
Wściekła prokuratura napisała zażalenie i wniosek o sześć miesięcy aresztu. W poniedziałek ten sam sąd, który Hossa wypuścił zgodził się, że jednak trzeba go zamknąć. Policja pojechała pod wskazany przez niego adres i… nikogo nie zastała.
- Dostaliśmy informację od policji, że zatrzymanie nie jest możliwe, więc wydaliśmy list gończy – przyznał w rozmowie z „Super Expressem” Aleksander Brzozowski z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Wizerunek i dane osobowe Hossa nie zostały jednak upublicznione! - Informację o poszukiwaniu wprowadziliśmy do naszych systemów teleinformacyjnych – powiedział nam Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Co w teorii oznacza, ze Hossa może zatrzymać każdy policjant w kraju.
W praktyce wydaje się to mało prawdopodobne. Adwokat Hossa, mec. Paweł Głuchowski przekonywał nas, że jego klient jest niewinny i nie zamierza ukrywać się przed policją. Sam jednak nie stawi się do aresztu, bo… formalnie nie wie, że jest poszukiwany!
- On ma już dość tej sprawy i chce w spokoju oczekiwać na wydanie wyroku sądu apelacyjnego - powiedział Głuchowski i przy tej okazji podkreślał, że jego klient został skazany na podstawie nielegalnie zdobytych podsłuchów.