Wszystko zaczęło się w 2013 roku. To właśnie wtedy na ponad pięciohektarowej w okolicach ulicy Lechickiej w Poznaniu zaczęli osiedlać się Romowie. Znajduje się ona w bardzo dobrym miejscu, bowiem około 10 minut wystarczy, aby dotrzeć do ścisłego centrum miasta. Niegdyś znajdowały się tam ogródki działkowe, ale zostały one zlikwidowane. Właśnie wtedy zaczęła się tam osiedlać społeczność romska pochodzenia rumuńskiego, a dzisiaj mieszka tam około 150 osób.
Właścicielem tego terenu jest osoba prywatna, która nie interesuje się tym, co tam się dzieje. Z kolei mieszkańcy od wielu lat są bezsilni na to, co dzieje się na terenie koczowiska.
– Palenie ognisk to jest chyba numer jeden, co nam wszystkim mieszkańcom przeszkadza. Czy pan w swoim domu zapaliłby śmieciami? Na pewno nie, bo sąsiad zaraz zadzwoniłby na policję, czy straż miejską. Trzeba zapłacić dużą karę. A oni nic. Trują nas osiem lat - powiedziała pani Halina w programie "UWAGA!" TVN.
Polecany artykuł:
Każdego roku na terenie koczowiska interweniują policjanci i strażacy. Tylko w tym roku dwukrotnie przyjechała straż, bo doszło do pożaru śmieci. Pożary to nie jedyny problem, bowiem okoliczni sprzedawcy skarżą się także na kradzieże i groźby.
- Kiedyś grożono mi podpaleniem za to, że nie chciałam wypuścić ich ze sklepu i powiedziałam, że wezwę policję – przyznała pracownica pobliskiego sklepu.
Rzecznik Wielkopolskiej Policji przyznał w programie, że tylko w 2020 roku policja otrzymała ponad 60 zgłoszeń, które dotyczyły m.im. głośnego puszczania muzyki czy też okrzyków. W marcu tego roku problemem okazało się także huczne wesele na terenie koczowiska. Na miejscu interweniował także Sanepid, bowiem jeden z mieszkańców był zakażony koronawirusem.
Społeczności romskiej, która zamieszkuje ten teren pomaga Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
- Tak jak pomagamy innym mieszkańcom Poznania, tak pomagamy też tej grupie. Ta grupa jest u nas zakwalifikowana jako osoby bezdomne. Świadczymy całe spektrum pomocy zgodnej z ustawą. Jest to pomoc materialna, finansowa, pozafinansowa, a także codzienne wsparcie i praca pracownika socjalnego – opowiada Anna Zając-Dom, zastępca dyrektora MOPR w Poznaniu.
Dziennikarze "UWAGA!" TVN porozmawiali także z mieszkańcami koczowiska. To jednak bardzo trudne, bowiem Romowie są bardzo nieufni. Udało im się jednak porozumieć z Marysią i Gole, którzy mieszkają kilka lat w tym miejscu, razem z trójką synów.
- Jak przyjechaliśmy tutaj, byliśmy dziećmi, żebraliśmy. Wybraliśmy to miejsce, bo mamy tutaj rodzinę i dlatego, że są tutaj domki. Myśleliśmy, że zrobimy sobie domek i będzie lepiej niż w Rumunii – tłumaczą.
Rzeczywistość pokazała, że jest o wiele trudniej niż myśleli. Małżeństwo przyznało, że żyje ze sprzedaży zawieszek samochodowych. Marysia i Gole nie rozumieją także dlaczego okoliczni mieszkańcy skarżą się na Romów.
W programie głos zabrał także prezes stowarzyszenia Romów w Polsce, który wie, jak wygląda życie na poznańskim koczowisku.
– Jest mi bardzo przykro i współczuję mieszkańcom za takie sąsiedztwo. To są moim współbracia, nie mam zamiaru się od nich odcinać, ale przyjeżdżając do innego państwa, trzeba przestrzegać wszelkich norm i obowiązków. Jak dojdzie do złamania prawa, nikt nie będzie patrzył na moje pochodzenie etniczne, tylko wlepi mi mandat i każe opuścić teren. Nie wiem, dlaczego w Polsce to jest ciągle tolerowane. Samorządy, władze miejskie są wystarczająco wyposażone w instrumenty, żeby zwalczać tego typu zjawiska - mówi Roman Kwiatkowski.
Na temat koczowiska wielokrotnie wypowiadał się także prezydent Poznania. Wiceprezydent miasta jest zniesmaczony tym, jak ten teren wygląda, ale tłumaczy, że nie może z tym nic zrobić.
– Jest to teren osoby prywatnej, która jest za niego odpowiedzialna. Właścicielka przebywa za granicą, prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych – nie ma z nią żadnego kontaktu. Powinniśmy zlecić to jej, bo to jej obowiązek - przyznał Jędrzej Solarski.
Miasto nie może deportować Romów, ponieważ przyjechali oni do Polski legalnie. Tym bardziej, że są oni członkami Unii Europejskiej. To sytuacja, którą bardzo trudno rozwiązać. Jakiś czas temu w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim dbyło się spotkanie przedstawicieli instytucji i organizacji, które działają na rzecz Romów z koczowiska przy ul. Lechickiej. Niedługo ma się odbyć kolejne. Uczestniczyć w nim będą także tłumacze. Być może wtedy uda się wypracować jakieś porozumienie.