Do napadu doszło 8 lutego 2016 roku. Konwojent Poczty Polskiej odbierał utarg w centrum handlowym King Cross Marcelin na Grunwaldzie. Na parkingu podziemnym został zaatakowany przez nieznanego napastnika, który użył gazu pieprzowego, uderzył konwojenta w głowę i zabrał walizkę. W środku było kilkaset tysięcy złotych. Konwojent stracił przytomność, a kiedy ją odzyskał zaczął wzywać pomoc.
Dokładnie tak zaplanowali to scenarzyści tej historii. Napad na konwojenta okazał się fikcją, a konwojent i napastnik niemal bezbłędnymi aktorami. gdyby nie poznańska policja, do dziś nie poznalibyśmy prawdy. Po prawie 1,5 roku udało się wyjaśnić sprawę napadu.
Nie było świadków ani nagrań z kamer monitoringu. Sprawa wydawała się nie do wyjaśnienia. Policjanci z Wydziału Kryminalnego i Dochodzeniowo-Śledczego KMP w Poznaniu mieli bardzo dużo wątpliwości. Jak pisze Gazeta Wyborcza, zeznania konwojenta nie były do końca zgodne z prawdą i wręcz niewiarygodne. Wątpliwości budziło to, że konwojent ten jeden raz chciał wyjść z centrum przez parking podziemny, choć wcześniej tego nie robił. Twierdził, że zabłądził, choć odbierał pieniądze z tego miejsca już kilkanaście razy.
Szybko doszli do wniosku, że napad został sfingowany. Stopniowo policja ustalała kolejnych uczestników napadu. Rozpoczęli też obserwacje podejrzanych, które dopiero po 9 miesiącach zaczęły wydawać skradzione pieniądze, a kupowali nie byle co, bo dom, samochód sprowadzony ze Stanów Zjednoczonych czy mieszkanie.
26 czerwca policja zatrzymała 5 osób z Gniezna i powiatu Gnieźnieńskiego. Wśród nich był konwojent. Pozostałe osoby uczestniczyły w przygotowaniu napadu. Materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie im zarzutów kradzieży mienia znacznej wartości, za co grozi kara 10 lat pozbawienia wolności. Jeden z trafił na 3 miesiące do aresztu, pozostali zostali objęci dozorem policyjnym.