Dochodziła godzina 13. Będąca w 27 tygodniu ciąży kobieta wyszła właśnie od swojej mamy i pieszo zmierzała w kierunku swojego mieszkania. Przeszła zaledwie 300 metrów, gdy nieoczekiwanie pod świątynią pod wezwaniem Antoniego Padewskiego przy ul. Raszkowskiej poczuła skurcze porodowe.
- Początkowo pomyślałam, że wejdę do środka, ale później doszłam do wniosku, że gdyby mi się coś stało w pustym o tej porze budynku, to nie miałby mi kto pomóc – opowiada.
Zdołała zrobić jeszcze kilka kroków i przycupnęła pod murami kościoła. Nie zdążyła nawet zdjąć spodni, gdy maleńki chłopczyk znalazł się już w jednej z nogawek. Pani Laura delikatnie go wyciągnęła.
Cała sytuację zauważyła przejeżdżająca obok samochodem kobieta. Zatrzymała swoje auto, udzieliła rodzącej pierwszej pomocy i zadzwoniła po pogotowie. Karetka na miejscu pojawiła się po kilku minutach. Pawełek i jego mama zostali przewiezieni do szpitala. W związku z tym, że chłopczyk urodził się jako wcześniak i ważył zaledwie półtora kilograma, został umieszczony w inkubatorze na oddziale neonatologicznym. Pani Laura po przeprowadzeniu niezbędnych badań jeszcze tego samego dnia wróciła do domu.
- Miałam takie przeczucie, że mogę urodzić wcześniej, ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak nagle – mówi szczęśliwa mama. - Pawełek przyszedł na świat w worku owodniowym. Można więc powiedzieć, że jest w czepku rodzony – śmieje się.
To była już dziewiąta ciąża pani Laury.
Listen on Spreaker.