Był 20 sierpnia 2023 roku. Dochodziła godzina 13. Będąca w 27. tygodniu ciąży, kobieta wyszła właśnie od swojej mamy i pieszo zmierzała w kierunku swojego mieszkania. Przeszła zaledwie 300 metrów, gdy nieoczekiwanie pod świątynią pod wezwaniem Antoniego Padewskiego przy ul. Raszkowskiej poczuła skurcze porodowe.
- Początkowo pomyślałam, że wejdę do środka, ale później doszłam do wniosku, że gdyby mi się coś stało w pustym o tej porze budynku, to nie miałby mi kto pomóc – opowiada naszemu dziennikarzowi kobieta.
Zdołała zrobić jeszcze kilka kroków i przycupnęła pod murami kościoła. Nie zdążyła nawet zdjąć spodni, gdy maleńki chłopczyk znalazł się już w jednej z nogawek. Pani Laura delikatnie go wyciągnęła. Cała sytuację zauważyła przejeżdżająca obok samochodem kobieta. Zatrzymała swoje auto, udzieliła rodzącej pierwszej pomocy i zadzwoniła po pogotowie. Karetka na miejscu pojawiła się po kilku minutach.
Pawełek i jego mama zostali przewiezieni do szpitala. W związku z tym, że chłopczyk urodził się jako wcześniak i ważył zaledwie półtora kilograma. Maluszek został umieszczony w inkubatorze na oddziale neonatologicznym. Pani Laura, po przeprowadzeniu niezbędnych badań, jeszcze tego samego dnia wróciła do domu.
- Miałam takie przeczucie, że mogę urodzić wcześniej, ale nie spodziewałam się, że nastąpi to tak nagle – mówi szczęśliwa mama. - Pawełek przyszedł na świat w worku owodniowym. Można więc powiedzieć, że jest w czepku rodzony – śmieje się.