Bilet kosztował pana Roberta 169 złotych. Od godziny 19 w piątek do 6 rano w poniedziałek, mógł na nim jeździć po Polsce, ile tylko chciał. - Podróż rozpocząłem w Warszawie. Potem były Gliwice, Świebodzin, Kraków, Gdańsk - opisuje mężczyzna. Wszystko dokładnie zaplanował, obliczył i wymyślił. Na co dzień jest inżynierem budownictwa, ale ponieważ od kilku lat przyglądał się rekordzistom, którzy ścigają się na liczbę przejechanych kilometrów, tym razem sam postanowił spróbować.
Zobacz: Wielki sukces czytelników "Super Expressu"! Mikołajek w końcu usłyszał głos ukochanej mamy
- W pociągu z Warszawy Centralnej do Rzeszowa miejscówkę wybrałem w wagonie, który nazywa się "Strefa ciszy". Jednogłośnie stwierdzam że jest on stworzony dla podróżujących samotnie introwertyków, czyli specjalnie dla mnie - śmieje się pan Robert. Najdłuższą trasą w jednym pociągu była jazda z Krakowa do Gdańska. W sumie pan Robert przejechał 4992,8 km. - Przygotowywałem się do tej podróży dłużej niż ona trwała - mówi pan Robert. Najtrudniejsze było uwzględnienie… spóźnień pociągów. Rekord pana Roberta został już pobity przez Mateusza Mahamida, który na bilecie weekendowym przejechał ponad 5 tysięcy kilometrów.