Tego jesiennego dnia Robert J. był w lesie aż dwa razy. - Trafiały nam się same gąski zielone - mówi mężczyzna. Tak przynajmniej myślał… A ponieważ grzyby same wskakiwały mu do koszyka i było ich naprawdę sporo, postanowił się nimi podzielić. - Najpierw poszedłem z miseczką grzybów do sąsiadek, a potem część grzybów sprzedałem koledze - mówi Robert J. I tutaj zaczyna się dramat… Sąsiadki - matka z córką - zjadły grzyby na niedzielny obiad, a w poniedziałek o ich życie walczyli już lekarze z poznańskiej toksykologii. - Stan był ciężki - mówi Eryk Matuszkiewicz, toksykolog ze szpitala im. Raszei w Poznaniu. Niestety kobiety zmarły. Tak samo jak kolega Roberta J., który kupił trujące grzyby i zjadł je razem z matką. Kobieta zmarła dwa dni po zjedzeniu, mężczyzna po kolejnych trzech.
ZOBACZ KONIECZNIE: Trujące grzyby na bazarach i targowiskach
Sprawą Roberta J. zajmuje się już miejscowa prokuratura. - Gdybym mógł cofnąć czas, ale wiem, że będę musiał odpowiedzieć za to, co się stało… - mówi szczerze pan Robert i obiecuje, że już nigdy nie pójdzie do lasu na grzyby. Toksykolog, Eryk Matuszkiewicz, apeluje z kolei o wielką rozwagę. - Nie jedzmy grzybów, które mają blaszki - mówi lekarz.
CZYTAJ: Września: Matka broni PECHOWEGO grzybiarza. "Ja też jadłam te grzyby i żyję"
Polecany artykuł: