Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską. 5-letnia Marysia Mucha z rodzicami i siostrą przyjechała odwiedzić grób tragicznie zmarłego brata. Rodzice dziewczynki zapalali znicz na grobie jednego dziecka, gdy na drugie nagle runął ciężki i duży kamienny krzyż z sąsiedniego nagrobku. Marysia miała zgniecioną główkę, czekała na pomoc we krwi, wymiotowała, miała drgawki. Do szpitala trafiła w stanie krytycznym. Lekarze, żeby ją uratować, od razu postanowili, że potrzebna jest operacja. - Czaszka była w wielu miejscach złamana - mówi Beata Lisek, mama dziewczynki. Marysia po kilkunastu dniach walki o życie na szczęście wybudziła się ze śpiączki. I choć na początku nic nie mówiła, rodzice, lekarze i rehabilitacji podjęli się heroicznej walki o jej zdrowie. - Już do końca życia będziemy pamiętać, że pierwsza rocznica śmierci naszego syna, będzie rocznicą tragicznego wypadku Marysi i dniem, w którym mogliśmy stracić także ją - mówią rodzice Marysi.
Zobacz: Krzyż przygniótł 5-letnią Marysię! "Zaczęła mówić!"
Sprawą zajęła się prokuratura, a zarządca cmentarza, czyli ks. Robert Waszak, przewrócił wszystkie krzyże, które zagrażały odwiedzającym cmentarz. Koniec końców, śledztwo w sprawie wypadku Prokuratura Rejonowa w Gnieźnie umorzyła. Powód? Nie wykryto sprawców zaniedbań. Powołany do sprawy biegły orzekł, że ciężki krzyż, który przewrócił się na dziecko już wcześniej był ruchomy, a stan nagrobka zły. W sprawie został również przesłuchany ksiądz proboszcz parafii w Łopiennie. Jego stanowisko - do dnia dzisiejszego - jest takie, że za stan nagrobków odpowiadają rodziny zmarłych. Niestety, w przypadku grobu, który upadł na Marysię… nie wiadomo, kto to jest. W ewidencji brakuje informacji o tym, kto pochował nieboszczkę w 1949 roku. Według ustaleń śledczych, nie ustalono osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za wypadek. Sam zarządca cmentarza, czyli ksiądz, nawet jeśli nie robił nic ze złym stanem nagrobków, nie działał z bezpośrednim zamiarem skrzywdzenia.
Jakby tego było mało, mimo że od wypadku minęły już 3 lata, nikt nagrobku nie usunął. Przewrócony krzyż po prostu leży na płycie nagrobnej. - Praktyka jest taka, że takie nagrobki zostają do czasu, gdy tego miejsca nie wykupi ktoś nowy - mówi Super Expressowi ks. Robert Waszak, tłumacząc, dlaczego grób bez opieki wciąż jest na cmentarzu. - Nie usuwa się takich grobów, tak robi się na wszystkich cmentarzach - przekonuje.
Tymczasem, rodzina Marysi Muchy za każdym razem, gdy odwiedza grób brata dziewczynki na cmentarzu, na nowo przechodzi gehennę związaną ze wspomnieniami wypadku. - Nie możemy tam być tak długo, jak byśmy chcieli, bo wszystko nam przypomina o dramacie Marysi - mówi Beata Lisek, mama dziewczynki. Siostra Marysi - przez traumę z wypadkiem - nie jest nawet w stanie w ogóle wejść na cmentarz.
Można by przykryć zniszczony nagrobek plandeką, ale to też mogłoby nie rozwiązać problemu - zastanawia się ksiądz w rozmowie z dziennikarką Super Expressu.
Marysia Mucha wciąż zmaga się z konsekwencjami wypadku, a rodzina dziewczynki przy każdych odwiedzinach syna na cmentarzu, wraca myślami do dnia wypadku. - Marysia ma padaczkę pourazową, problemy z równowagą i z mową, doszło też niedowidzenie i problem z polem widzenia - opowiada mama dziewczynki. Dziewczynce wciąż można pomóc, wpłacając nawet drobne sumy w internetowej zbiórce. Całość zebranych pieniędzy przeznaczana jest na kosztowną rehabilitację. Link TUTAJ.