W góry pani Joanna przyjechała z mężem po 20 latach. – Chcieliśmy pokazać Tatry dzieciom – mówi pani Joanna. Mikołaj (8 l.) i Sara (5 l.) pokochali góry od razu, dzielnie pokonywali szlaki, cieszyli się widokami. W czwartek chcieli zdobyć Giewont. – Nigdy tam nie byliśmy, więc cieszyliśmy się bardzo – mówi pani Joanna. Ale rano kobietę użądliła w stopę osa. – Długo zastanawialiśmy się, skąd ona w ogóle się tam wzięła: w pensjonacie, na dywanie, na drugim piętrze – mówi pani Joanna. A jednak, stało się i plan pójścia z dziećmi na Giewont okazał się być niemożliwy do zrealizowania. Rodzina postanowiła nie tracić dnia i pójść na Polanę Strążyską, z której dobrze widoczna jest stroma, północna ściana Giewontu. To musiało im starczyć. Gdy nagle niebo spochmurniało i rozpoczęła się burza, pani Joanna z dziećmi i mężem od razu postanowiła wracać. Ubrali peleryny i w deszczu schodzili w dół. – Wcześniej nie było żadnych oznak burzy, tylko chmury przykrywały Giewont – opisuje pani Asia. Jej rodzina dziękuje teraz Bogu, że uniknęli nieszczęścia. – Ktoś nad nami czuwa – nie mają wątpliwości.
Pani Joanna wciąż ma jednak przed oczami innych turystów. – Mimo że padał już deszcz, oni wciąż szli wyżej – mówi. Śmiali się, że najwyżej zmokną i zastanawiali: a może burza przejdzie bokiem. Nie przeszła…