Kiedy do drzwi schorowanej emerytki zapukał agent z Polskiego Centrum Telemedycznego, nic nie zapowiadało kłopotów. – Miałam tylko podpisać umowę na przedłużenie telefonu stacjonarnego – opowiadała pani Zofia. Nieświadoma zagrożenia podpisała umowę na usługę teleEKG. Zorientowała się, że coś jest nie tak, gdy do domu pocztą przyszła mała słuchawka, która miała jej kontrolować serce i telefonicznie łączyć się ze specjalistami. W przesyłce była też faktura za pierwszy miesiąc w wysokości 500 zł. Pani Zofia od razu odesłała urządzenie, ale kłopoty zostały. – To oszuści. Powinni siedzieć – mówiła zbulwersowana staruszka.
Jej prośby zostały w końcu wysłuchane. Prokuratura Okręgowa w Płocku zakończyła śledztwo i wysłała do warszawskiego sądu akt oskarżenia w tej sprawie. - Wbrew przedstawianej ofercie, podmiot ten nie był zdolny do realizacji wskazanych usług w pełnym zakresie, np. nie został zatrudniony lekarz sprawujący nadzór kardiologiczny oraz dysponowano zbyt małą liczbą urządzeń do badania parametrów pracy serca na odległość – wylicza Iwona Śmigielska – Kowalska z płockiej prokuratury.
– To wierzchołek góry lodowej – dodaje Andrzej Golec z Prokuratury Krajowej. Śledczy wciąż pracują przy kolejnych sprawach dotyczących tego procederu. Wciąż trwa np. śledztwo dotyczące akwizytorów, którzy te umowy podsuwali do podpisania.
Oszukali mnie na fałszywe badania. Niech idą siedzieć. Prokuratura ściga łowców emerytów
Przyszedł, oczarował, podsunął do podpisania umowę i... zostawił z kłopotami. Pani Zofia (74 l.) spod Wągrowca (woj. wielkopolskie) szybko domyśliła się, że została oszukana. Po 4 latach w końcu doczekała się sprawiedliwości. Mariusz L., Michał A., Łukasz Ł. i Maciej B., którzy stali na czele machiny, naciągającej emerytów na usługi telemedyczne, staną przed sądem. Poszkodowanych w sprawie jest ponad 7 tys. osób, zaś akt oskarżenia liczy sobie prawie 5 tys. stron!