- Wszystko zaczęło się wraz z przyjściem na świat mojego ukochanego synka. Z jednej strony otrzymałam od życia to, na co zawsze czekałam – Jasia. Z drugiej – aktywowała się choroba, która próbuje mi teraz to życie odebrać. Zachorowałam, kiedy miałam 17 lat. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mnie czekają w dalszym życiu. Wszystko było dobrze, choroba czekała uśpiona. Aż do porodu - opowiada pani Joanna.
Po urodzeniu synka zaczęła mieć problemy z koordynacją ruchową. Nie mogła utrzymać chociażby równowagi na rowerze. - Czułam, że powoli staje się cieniem samej siebie. Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że chorobę da się wyleczyć. Diagnoza: ataksja rdzeniowo-móżdżkowa. Choroba, która zabrała całą radość i podporządkowała sobie całe moje życie - opowiada.
Ta choroba jest nieuleczalna, ale można ją zatrzymać. To pozwoli pani Joannie żyć, a to jest najważniejsze. - Muszę żyć jak najdłużej. Mam małe dziecko… Sama wiem, jak to jest dorastać bez Mamy. Moja chorowała, zmarła w wieku 36 lat... - mówi.
Pani Joanna ma 26 lat lat. Choroba jest genetyczna, bo wcześniej zachorował na nią jej brat, który porusza się na wózku inwalidzkim. Jest szansa jednak, aby pomóc 26-latce. - Moją ostatnią nadzieję jest przeszczep komórek macierzystych, który może pomóc, który pomógł już niektórym chorym na ataksję - mówi.
Potrzeba około 200 tysięcy złotych. Zbiórka pieniędzy trwa w internecie, ale jeszcze trochę potrzeba.