Policjantka i jej synek zginęli od postrzału w głowę w lesie. Prokuratura ma wiele wątpliwości
Ta sprawa wstrząsnęła wszystkimi. Młoda, zaangażowana w swoją pracę policjantka spod Poznania, Sylwia N., nie pojechała do pracy. Była wzorową funkcjonariuszką, lubianą i cenioną. Zamiast na komisariat, swoim prywatnym samochodem i ze służbową bronią pojechała za to z 9-letnim synem do lasu...
Kilka godzin później znaleziono chłopca i policjantkę z ranami postrzałowymi głowy. Nie żyli. Na początku wszystko wyglądało tak, jakby Sylwia N. (+30 l.) najpierw zabiła swoje dziecko, a potem strzeliła do siebie - byłoby to tak zwane rozszerzone samobójstwo. Gdy sprawa jednak trafiła do Prokuratury Okręgowej w Koninie, śledczy drobiazgowo zaczęli się przyglądać tej tragedii i wtedy nic już nie było tak oczywiste. Jak dowiedzieliśmy się w czerwcu, w sprawie pojawiły się nowe dowody, które śledczy wciąż dogłębnie analizują. - Nie wykluczyliśmy udziału osób trzecich w tym zdarzeniu - mówiła wówczas Super Expressowi Ewa Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Koninie.
Czytaj także: Środa Wielkopolska: Policjantka zastrzeliła synka i siebie. Wcześniej samobójstwo popełnił jej brat
Na broni policjantki i odzieży wyizolowano tajemnicze substancje chemiczne. Czy to znaczy, że za śmierć policjantki i jej synka odpowiedzialne są inne osoby? Najpierw śledztwo zostało przedłużone do połowy sierpnia. Dziś już wiadomo, że pytań wciąż jest więcej niż odpowiedzi i nic nie wydaje się tak oczywiste jak na początku. - Otrzymaliśmy jedną opinię od biegłych, ale już wiemy, że na pewno potrzebna będzie kolejna - mówi dzisiaj Ewa Woźniak i dodaje, że sprawa wciąż nie jest wyjaśniona. Śledczy nie chcą przeoczyć i pominąć niczego, co mogłoby doprowadzić do odkrycia prawdy. Niestety, prawdy nie poznamy w dniu rocznicy śmierci Sylwii N. i jej synka Wiktora...