Do dramatu państwa Baranowiczów doszło w nocy z 23 na 24 stycznia. W bloku mieszkalnym w Kiączynie, w którym mieszkali wybuchł pożar. Ogień pojawił się w kuchni, ale zniszczeniu uległy inne pomieszczenia. - Ogień pojawił się niespodziewanie. W błyskawicznym tempie objął całą kuchnię, w której nie ocalał nawet widelec. Wszystko działo się tak szybko - opisują państwo Baranowiczowie. Ich mieszkanie stało się pogorzeliskiem. Spłonęło całe wyposażenie, lodówka i meble. - Niektóre z kuchennych sprzętów stopiły się niemal w całości. Pożar, a właściwe towarzyszący mu czarny i gęsty dym osmolił pozostałe pomieszczenia na parterze naszego domu. Warstwa osmolenia jest tak duża, że ściany będzie trzeba skrobać, by następnie nałożyć gładź szpachlową i w końcu je pomalować - opisują pogorzelcy.
Polecany artykuł:
Tak naprawdę do nie ma w mieszkaniu całej rzeczy, która nadawałaby się do użytku. - - Tak bardzo jest nam przykro. Straciliśmy wszystko to co było tworzone latami. Nie jesteśmy w stanie w iść do banku, by wypłacić potrzebne środki, bo zwyczajnie ich nie posiadamy. Jesteśmy skromnym małżeństwem, któremu w życiu nie udało się odłożyć takiej sumy środków, która teraz pozwoliłaby nam naprawić szkody wyrządzone ogniem - czytamy w apelu.
Pogorzelcy liczą na pomoc ludzi. W związku z tym została założona zbiórka pieniędzy. - Będziemy niezmiernie wdzięczni ludziom dobrej woli. Karma nigdy nie gubi adresu. Wierzymy, że Waszą dobroć wynagrodzi Wam los. Jak mówią, dobro wraca, tak więc niech do Was powróci i tym razem. Dziękujemy za Wasze dobre serce i okazaną nam pomoc - kończą swój apel państwo Baranowiczowie.
Zbiórka zakłada, że uda się zebrać 40 tysięcy złotych, co pozwoli na wyremontowanie mieszkania. Każdy może pomóc. Zbiórka znajduje się TUTAJ.
Polecany artykuł: