Śledczy nie mają wątpliwości, że Tomasz G. nie żartował. - Jest realna obawa, że ten mężczyzna może popełnić przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu i spełnić swoją groźbę - mówi SUPER EXPRESSOWI Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Tomasz G. nie ma pracy, utrzymuje się z renty i mieszka samotnie. W środę (3 czerwca) zdenerwował się, że pieniądze, z których żyje zostaną mu zabrane. Przez problemy z chodzeniem, nie ma pracy. Chwycił więc za telefon i wybrał numer do Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy. Dodzwonił się i nie czekając na nic zaczął przeklinać i wygrażać. - Jeśli prezydent Duda nie zrobi czegoś z Trzaskowskim, to ja go zabiję - powiedział.
CZYTAJ: Kim jest Sebastian K. z Oświęcimia, którego wspiera Rafał Trzaskowski?
Zaalarmowani policjanci od razu ruszyli do pracy. Namierzenie telefonicznego desperata nie było trudne. Tropy prowadziły do Poznania. Tomasz G. był w swoim mieszkaniu, ale chyba nie spodziewał się odwiedzin mundurowych.
Dziś (5 czerwca) został przesłuchany w poznańskiej Prokuraturze Rejonowej. Do wszystkiego się przyznał, ale twierdzi, że był tak zdenerwowany, gdy dzwonił, że teraz… niewiele pamięta. Przypomina sobie jedynie wulgaryzmy, których używał. - Dodał, że żałuje tego, co zrobił - mówi Wawrzyniak.
Śledczy boją się jednak, że na groźbach Tomasz G. nie poprzestanie, dlatego chcą, by trafił za kratki. - Sporządzany jest wniosek o tymczasowy areszt - mówi prokurator.
41-letniemu renciście za to, co zrobił grożą dwa lata więzienia.