Przerażające morderstwo w Poznaniu. Zginął właściciel komisu
Do morderstwa doszło, w nocy, 31 sierpnia 2000 roku w Poznaniu. W komisie samochodowym ktoś podłożył ogień, a gdy strażacy ugasili pożar, okazało się, że w pomieszczeniu biurowym jest ranny mężczyzna. Po ciosach w głowę siekierą od razu było widać, że ktoś napadł na właściciela firmy, Sławomira S. Mężczyzna niestety zmarł w szpitalu, a policji przez kolejne 23 lata nie udało się znaleźć sprawcy mordu. Wszystko zmieniło się, gdy sprawą zajęli się funkcjonariusze z Archiwum X i śledczy z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, którzy zdobyli nowe dowody. To one pozwoliły zatrzymać podejrzanego. To 53-letni Wojciech W. - mieszkaniec Poznania, który… znał się ze Sławomirem S., mieszkał przed zabójstwem z nim, a po pozbyciu się znajomego… pobrał się z ukochaną zamordowanego, Iwoną. - Słyszałam kiedyś, jak Sławek, gdy żył, mówił, że Wojtek ma się trzymać z daleka od Iwony na 5 metrów - mówiła w sądzie, w czasie pierwszego dnia procesu, Janina S., matka zamordowanego. Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami.
Morderstwo w Poznaniu i trójkąt miłosny w tle
To Iwona namówiła swojego ówczesnego partnera - Sławomira - żeby Wojciech W. z nimi zamieszkał, bo ten rozwodził się ze swoją żoną i nie miał się gdzie podziać. Chociaż na początku wszyscy się dogadywali, a Wojciech W. nawet pomagał w parze w drobnych pracach remontowych, po pewnym czasie Sławomir S. przeprowadził się do komisu samochodowego, bo stosunki między wszystkimi domownikami były coraz bardziej napięte. W końcu doszło do zabójstwa. Prokuratura dowodzi, że 30-letni wówczas Wojciech W. wszedł na teren komisu Sławomira, ukrył się tam i czekał na swoją ofiarę. Gdy Sławomir przyszedł do biura, Wojciech W. - zdaniem prokuratury - zadał przedsiębiorcy kilka ciosów siekierą w głowę. Zacierając ślady swej zbrodni, podpalił gazety i uciekł.
Iwona W., która teraz jest żoną Wojciecha, skorzystała ze swoich praw i odmówiła składania wyjaśnień w sądzie. Oskarżony nie przyznaje się do zbrodni. Do sprawy wrócimy.