Nieprzytomnemu mężczyźnie pomogli przechodnie i inni oczekujący na autobus poznaniacy

i

Autor: fot. MoS810/ Wikimedia, licencja: Creative Commons Attribution-Share Alike Nieprzytomnemu mężczyźnie pomogli przechodnie i inni oczekujący na autobus poznaniacy

Poznań: Nieprzytomny mężczyzna czekał dwie godziny na pomoc [AKTUALIZACJA]. Ratowali go przechodnie

2015-07-10 11:17

W środę, 8 lipca, w godzinach wieczornych doszło do nagannej sytuacji na przystanku "Małe Garbary" w Poznaniu. Jeden z mężczyzn czekających na autobus nagle zasłabł. Przechodnie wzywali pomoc przez dwie godziny. Dopiero po tym czasie zjawiła się karetka pogotowia.

Na przystanku "Małe Garbary" w środę, 8 lipca, około godziny 18:30 nagle zemdlał mężczyzna. Przechodnie natychmiast zareagowali i próbowali wezwać pomoc. Pomimo kilkudziesięciu alarmujących a później już błagalnych telefonów, karetka pogotowia zjawiła się na miejscu zdarzenia dopiero po dwóch godzinach. Nieprzytomny mężczyzna miał szczęście - jeden z przechodniów okazał się ratownikiem medycznym. To on przez czas oczekiwania na ambulans próbował utrzymać go przy życiu.

Dziennikarze przed karetką

Na miejsce zdarzenia wcześniej niż ratownicy medyczni, dotarli dziennikarze TVN24. Dzięki ich relacji wiemy, co dokładnie działo się podczas ponad dwóch godzin oczekiwania na karetkę pogotowia. Według świadków, z którymi rozmawiali reporterzy, pierwszy telefon wykonano około godz. 18:30. Dzwonili przechodnie a później zaalarmowani strażnicy miejscy.

- Ja do nich dzwonię a kobieta mówi mi, że mam nie krzyczeć. A jak ja mam nie krzyczeć, jak czekam tyle czasu i bezskutecznie błagam o pomoc? - mówiła Anna Urbanowska, obecna na przystanku "Małe Garbary", dziennikarzom TVN24.

Przechodzeń okazał się ratownikiem medycznym

Chociaż ambulans nie pojawiał się przez dwie godziny, to nieprzytomny mężczyzna mógł liczyć na pomoc medyczną. Jeden z przechodniów, który ruszył na pomoc nieprzytomnemu, okazał się ratownikiem medycznym.

- Były momenty, że nie wyczuwałem pulsu mężczyzny i zaczynały mu uciekać do góry gałki oczne - relacjonuje ratownik, Kamil Budych,  Mężczyzna ocknął się jeszcze przed przyjazdem ambulansu. Powiedział, że nagle upadł, czekając na przystanku. Ratownik medyczny próbował utrzymywać z nim cały czas kontakt.

"Jechaliśmy góra 4 minuty"

Nie wiadomo, co spowodowało tak duże opóźnienie ambulansu. Wojewoda wielkopolski zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy do Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu. Za wysyłanie karetek odpowiedzialny jest dyspozytor. Tego dnia, 8 lipca wieczorem, pracowało 11 dyspozytorów, którzy mieli do dyspozycji 23 ambulansów na cały powiat poznański.

Ratownicy, którzy około 21:30 dotarli na przystanek "Małe Garbary" powiedzieli, że zjawili się 4 minuty po otrzymaniu zlecenia. Co działo się przez te dwie godziny, kiedy nikt nie reagował na błagalne telefony przechodniów i miejskich strażników? Miejmy nadzieje, że dowiemy się tego już wkrótce.

[AKTUALIZACJA] Oświadczenie Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu 

Pojawiło się oficjalne oświadczenie w sprawie zadysponowania karetki pogotowia, która była wzywa do nieprzytomnego mężczyzny na przystanek "Małe Garbary" w Poznaniu. 

- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że wszystkie zgłoszenia wykonane na numer alarmowy 112, zostały zgodnie z obowiązującymi procedurami, niezwłocznie przekazane przez operatorów numeru alarmowego do dyspozytorów medycznych RSPR w Poznaniu, odpowiadających za dysponowanie zespołów ratownictwa medycznego - czytamy w oświadczeniu Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu. 

Jak dowiedzieli się dziennikarze Wirtualnej Polski, zgłoszenie zakwalifikowano jako "do zadysponowania w dalszej kolejności", ponieważ były inne, pilniejsze wyjazdy. Prawdopodobnie mężczyzna czekał na pomoc tak długo, ponieważ nie stwierdzono zagrożenia jego zdrowia i życia. 

Wojewoda wielkopolski wszczął już postępowanie, które ma wyjaśnić zaistniałą sytuację.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki