Pani Anna cierpiała na wiele dolegliwości zdrowotnych. Leczyła się u wielu specjalistów, ale żaden nie postawił precyzyjnej diagnozy. W Gdyni trafiła na mężczyznę, który twierdził, że znalazł sposób na jej wyleczenie. - Uznał, że należy podać niestandardowe leki, aby postawić jej organizm na nogi - opowiada w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" pan Maciej, mąż zmarłej kobiety. Pani Anna przyjmowała wlewy dożylne w Gdyni, w Warszawie i w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski była cztery razy. To właśnie ostatnim razem doszło do dramatu. W styczniu 2019 roku w trakcie zabiegu w prywatnej klinice medycyny naturalnej w Poznaniu u 36-letniej Anny doszło do zatrzymania krążenia. Kobieta trafiła na szpitalny oddział ratunkowy, a lekarze walczyli o jej życie przez całą dobę. Niestety, nie udało się jej uratować. Kobieta zmarła 15 stycznia 2019 z powodu ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej. Pani Anna osierociła dwójkę 8-miesięcznych bliźniąt - Faustynę i Szymona.
Polecany artykuł:
Sprawą natychmiast zajęła się prokuratura, która podejrzewała, że do śmierci kobiety mógł przyczynić się lek podany przez pielęgniarkę. W sprawie oskarżono pielęgniarkę Lucynę P. To ona podała pani Annie nadtlenek wodoru o toksycznym stężeniu procentowym, który wielokrotnie przekraczał zapisaną przez lekarza dawkę. Pielęgniarka została skazana przez sąd na karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności z powodu nieumyślnego spowodowania śmierci. Pielęgniarka miała także zapłacić nawiązkę w wysokości 10 tys. zł na rzecz męża pani Anny.
Jak informuje "Głos Wielkopolski", rodzina ciągle walczy o zadośćuczynienie od kobiety i kliniki, w której leczyła się pani Anna. Chodzi o kwotę 1,8 mln złotych. Ponadto w pozwie wystosowano żądanie renty dla dzieci w wysokości po 72 tys. zł za okres od 1 lutego 2019 do 31 stycznia 2022 r. oraz po 2 tys. zł miesięcznie do czasu osiągnięcia przez dzieci pełnoletności.
Zobacz także: Szokujące wyznanie lekarza tuż po śmierci Izy z Pszczyny. Szwagierka ujawnia nagranie!
Polecany artykuł: