Sandra C. miała prywatną przychodnię w Poznaniu. Lekarze z jej placówki zajmowali się m. in. pensjonariuszami jednego z domów seniora. Pod opieką była również 96-letnia kobieta, której historię opowiadają dziennikarze "Uwaga" TVN.
96-latką zajmowała się jej wnuczka Kornelia. Po jakimś czasie oddała ona schorowaną seniorkę pod opiekę DPS-u. Wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Kobieta otrzymała informację, że jej babcia musi przejść nietypowy zabieg, co ją bardzo zaniepokoiło. Pani Kornelia jest lekarką więc nabrała podejrzeń.
- Poprosiłam o telefon do lekarza. Zaczęłam go dokładnie wypytywać o stan babci. W końcu pan doktor, pod obstrzałem pytań, przyznał, że nie widział babci i jej nie badał – opowiada w programie Kornelia Tomaszewska.
Lekarz przekazał telefon swojej szefowej, która zapewniła panią Kornelię, że "leczenie jest właściwe". Kobieta usłyszała w słuchawce, że Sandra C. jest patomorfologiem. Pani Kornelia się rozłączyła, bowiem sobie przypomniała opowieść koleżanki.
- Opowiadała, że pani Sandra używała jej pieczątek, konsultując pacjentów właśnie w tym domu opieki. Przez około rok, jak moja koleżanka nie pracowała już w przychodni. Powiedziała, że ma jeszcze w telefonie zdjęcie dyplomu pani Sandry i że jak mi wyśle, to od razu zobaczę, że nie jest to prawdziwy dyplom lekarski - opowiadała w programie.
Pani Kornelia otrzymała zdjęcie dyplomu i od razu zauważyła, że dyplom znacznie się różni. Z dokumentu wynikało, że Sandra C. ukończyła studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Posiada specjalizacje z patomorfologii i seksuologii. Diabeł tkwi jednak w szczegółach, bowiem na dyplomie nie ma podpisu ani rektora, ani dziekana. Z kolei numer dyplomu należy do zupełnie innej osoby.
Dziennikarze "Uwagi" TVN ustalili, że Sandra C. jest faktycznie absolwentką Uniwersytetu Medycznego, ale ukończyła jedynie studia na wydziale nauk o zdrowiu, a to nie pozwala jej wykonywać zawodu lekarza.
To jednak nie koniec skandalu medycznego z udziałem Sandry C. Jedna z kobiet obiecała dziennikarzom, że wielokrotnie otrzymywała od niej źle wypisane recepty.
Władze DPS-u tłumaczą, że Sandra C. nie jest pracownikiem placówki i nie mogą wobec niej wyciągać konsekwencji. Jeden z synów chorej pacjentki poinformował o dziwnych praktykach Narodowy Fundusz Zdrowia, który przeprowadził kontrolę w przychodni.
Polecany artykuł:
- Wykazaliśmy sporo nieprawidłowości. Doszło do wyłudzeń rzędu pół miliona złotych. Na przychodnię została nałożona kara umowna. Wypowiedzieliśmy umowę w trybie natychmiastowym. Po kontroli złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa – powiedziałą Marta Żbikowska-Cieśla z wielkopolskiego oddziału NFZ.
Sprawą zajęła się także prokuratura, która postawiła zarzuty Sandrze C., które dotyczą m.in. podszywania się pod lekarza i wyłudzenia mienia. Kobieta nie przyznała się do stawianych jej zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.
Okazuje się, że Sandra C. dalej prowadzi placówkę medyczną. Tym razem taką, która zajmuje się medycyną estetyczną. Dziennikarze "Uwagi" chcieli bez problemu umówili się na zabieg z kobietą, ale został on odwołany ze względu na urlop.