Kiedy w listopadzie cztery lata temu zaginęła Ewa Tylman i szukał jej nie tylko cały Poznań, ale i cała Polska - wzrok wszystkich od początku skierowany był na niego. To on jako ostatni widział 26-latkę, to on szedł z nią przez śpiące miasto i to w końcu on - jak pokazały nagrania monitoringu - pokłócił się z Ewą Tylman krótko przed jej śmiercią.
Gdy prokuratura oskarżyła go o zabójstwo z zamiarem ewentualnym, wielu osobom wszystko wydało się jasne. Ale jak okazało się później, w trakcie dwuletniego procesu, nic tak oczywiste do końca nie było. Prokuraturze koniec końców nie udało się udowodnić mężczyźnie zabójstwa Ewy Tylman.
W czwartkowe wczesne popołudnie Sąd Apelacyjny w Poznaniu uchylił jego wyrok uniewinniający, ale nie dlatego, że sędziowie uznali, że jest winny zabójstwa Ewy Tylman. - Brakuje podstaw, aby uznać, że dopuścił się zabójstwa, ale co najmniej powinien odpowiadać za nieudzielenie jej pomocy - mówił Marek Kordowiecki uzasadniając decyzję składu sędziowskiego.
Sędziowie powiązali fakty. Adam Z. na początku śledztwa sam opowiedział, że widział jak jego koleżanka wpada do lodowatej Warty. Ale nie zadzwonił po pomoc, nie wskoczył za nią do wody. - Zachował się jak tchórz! - mówi Andrzej Tylman ojciec 26-latki. - Drobiazgi świadczą o tym, że Adam Z. po rozstaniu z Ewą Tylman był wybitnie zdenerwowany. Zachowywał się irracjonalnie, a wcześniej przecież nie wydarzyło się nic, co mogłoby go do tego zdenerwowania doprowadzić - wyjaśniał Kordowiecki.
Dlatego proces Adama Z. ruszy od nowa, a Sąd Okręgowy musi inaczej ocenić zebrane dowody. - Sąd nie może opierać się na domysłach- podkreślał sędzia.
Tymczasem Adam Z. jak informują jego obrońcy próbuje na nowo ułożyć sobie życie, ale Poznań omija szerokim łukiem i nie chce wracać już do stolicy wielkopolski. - Poznań go zgubił - mówi jego adwokat. Mężczyzna, który wcześniej pracował między innymi w drogerii, nie mógł sobie znaleźć też miejsca w rodzinnej Pile, do której wrócił po tym, jak sąd zwolnił go z aresztu. - Przez to wszystko nie mógł znaleźć sobie pracy - mówi Ireneusz Adamczak i dodaje, że Adam Z. wyprowadził się z Piły. Mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości nie byli dla niego łaskawi, ale mężczyzna może liczyć na wsparcie swojej rodziny, przede wszystkim sióstr.