Ten niewyobrażalny dramat rozegrał się w mieszkaniu w centrum Złotowa w listopadzie w 2021 roku. To tam Joanna B. (27 l.) przeprowadziła się z Bydgoszczy do mężczyzny, którego poznała na portalu randkowym w internecie. Kobieta zjawiła się tam z malutką, kilkutygodniową Zuzią i starszymi dziećmi - Frankiem i Antkiem. - Rafał był porywczy i nerwowy i potrafił uderzyć moje dzieci - mówiła Joanna B.
Niestety tego feralnego dnia Zuzia właśnie wyszła ze szpitala. Trafiła tam, bo była wcześniakiem i była zaniedbana. Gdy matka wyszła do apteki, z dzieckiem został jej konkubent Rafał Z. Jak kobieta przekonywała śledczych w trakcie śledztwa, gdy wróciła, okazało się, że z malutką dzieje się coś złego.
- Rafał do mnie dzwonił i powiedział, że musiał ją reanimować - opowiadała prokuratorom. Para nie wezwała jednak pogotowia. Zadzwonili do swojej koleżanki, że malutka 6-tygodniowa Zuzia nie oddycha. W tym czasie Joanna B. postanowiła, że… umyje naczynia, ale ponieważ nie miała płynu do mycia naczyń, to poszła go kupić. W tym czasie jej dziecko konało. Gdy w domu zjawiła się znajoma, od razu zauważyła, że doszło do tragedii i trzeba reanimować dziecko, ona postanowiła też o wezwaniu ratowników medycznych.
Lekarz, który przyjechał, mógł już tylko stwierdzić zgon Zuzi i to on zauważył też, że dziecko zostało skatowane. Śledczy nie mieli wątpliwości - dziecku krzywdę zrobili najbliżsi. Sekcja zwłok szybko rozwiała wątpliwości. Zuzia miała roztrzaskana główkę. Matka i jej konkubent trafili za kratki. W czasie pierwszego dnia procesu Joanna B. nie przyznała się do zrobienia krzywdy Zuzannie. Parze za to co zrobili grozi dożywocie za kratkami.