Sprawa ma swój początek w grudniu 2020 roku. "Gazeta Wyborcza" poinformowała, że do szpitala w Pile trafił posterunkowy Kamil K., który miał stłuczoną klatkę piersiową i żebra. Przyczynić do tego miał się nadkom. Adam Zieleniewski, wykładowca z zakładu prewencji i technik interwencji.
- W hali wykonywaliśmy brzuszki, pompki, uczyliśmy się wyprowadzać ciosy, poruszać w trakcie walki. Potem prowadzący poprosił mnie o położenie się na macie w celu zaprezentowania plutonowi techniki wypuszczania powietrza pod wpływem nacisku/docisku. Poinformował, że nadepnie mnie na brzuch, a ja mam wypuścić energicznie i jak najmocniej powietrze, co poskutkuje spięciem brzucha. W momencie pierwszego nacisku poczułem ukłucie i ból w prawej dolnej części żeber, jak i pod żebrami. Uznałem, że zapewne nie wykonuję tego ćwiczenia prawidłowo - można przeczytać w notatce policjanta ujawnionej przez "Wyborczą".
Komendantka szkoły policji w Pile nie ukarała swojego pracownika. Zdaniem "Wyborczej" karę poniósł inny wykładowca, który poinformował przełożonych o nieprawidłowościach na zajęciach u nadkom. Zieleniewskiego.
Okazuje się, że policjant w przeszłości bił swoich podopiecznych. W ostatnich dwóch latach na jego zajęciach odbyło się sześć hospitacji i trzy kontrole. Wykładowcę oceniono jednak bardzo dobrze.
Postępowanie w sprawie prowadzi prokuratura, która na razie nie udziela informacji na ten temat.