Konsekwencje po COVID-19. Tragiczne relacje ozdrowieńców
W pandemii coraz wyraźniejszy staje się nowy problem: konsekwencje po przechorowaniu COVID-19. Wirus SARS-COV-2 może skutecznie utrudnić nam życie na długo po zwalczeniu choroby. Lekarze od dawna mówią o "długim ogonie COVID-19", a w całej Polsce powstają szpitale rehabilitacyjne, przeznaczone dla ozdrowieńców. Długotrwałe skutki COVID-19 mogą utrzymywać się wiele miesięcy, według niektórych - nawet lat. Do tragicznych relacji ze szpitali dochodzą więc równie złe - z domowych zaciszy ozdrowieńców.
Polecamy: Martwica kości po przechorowaniu COVID-19! Lekarze przerażają: "Jeszcze rok, dwa, pięć..."
Parosmia po przechorowaniu COVID-19. Wszędzie zgnilizna i stare skarpety
O utracie lub zmianie węchu wiemy od dawna. Z początkiem pandemii COVID-19 utratę powonienia kojarzono z najbardziej oczywistym objawem zakażenia. Ozdrowieńcy coraz głośniej mówią jednak o parosmii, która dotąd nie była powszechnie znana. Czym jest parosmia i jak wygląda życie z tym pocovidowym zaburzeniem? Gazeta Wyborcza skontaktowała się w tej sprawie z Kasią, mieszkanką Poznania, która skąpoobjawowo przeszła COVID-19 w listopadzie 2020 roku. Rok po wyzdrowieniu z trudem wychodzi na zakupy, nie rozstaje się z zatyczką na nos i niemal wszędzie czuje padlinę.
Zobacz też: Zapowiedziano koniec pandemii COVID-19. Ale nie wyrzucajcie maseczek! Jeszcze się przydadzą
Galeria poniżej: Już jest! Pierwszy, doustny lek na Covid-19, który można stosować w domu. Już dopuszczony do użytku
- Zapachy były zmienione, ale ich natężenie dało się wytrzymać – opowiada o początkach objawów, jak się później okazało, parosmii, cytowana przez Gazetę Wyborczą. – W restauracji zamawiałam wodę bez cytryny i mięty, najlepiej butelkowaną, bo szklanki śmierdziały mi detergentem. Przestałam pić wino i soki, w kawiarni nie zamawiałam szarlotki. Kosmetyki śmierdziały, ale nie czułam ich na sobie zbyt długo, więc nadal używałam. Nie było to fajne, ale dało się żyć - czytamy.
O parosmii dowiedziała się dopiero później - w marcu 2021. To zaburzenie węchu, upośledzenie lub zmiana węchowych wrażeń. W skrócie: kawa może pachnieć spalinami, a jedzenie - padliną. Okazuje się, że przykład Kasi może za chwilę okazać się zmorą nawet ponad.... miliona Polaków! Takie schorzenie pojawia się u ok. 50 procent osób, które podczas przechodzenia COVID-19 doświadczyły zaburzeń węchowych. Niewielki odsetek cierpi jeszcze na fontosmie - czyli omamy węchowe (czują zapachy, których źródła nie potrafią wskazać). Jak rachuje Gazeta Wyborcza, zakładając, że utrata węchu dotknęła 55 procent chorych na COVID przy 5 milionach zachorowań, z parosmią może mierzyć się do 1,3 miliona Polaków.
Z czasem objawy u Kasi się pogorszyły, a ona trafiła na specjalne forum dla osób, które cierpią na zaburzenia węchu (na Facebooku działa choćby grupa "AbScent Parosmia and Phantosmia Support" - ludzie z całego świata dzielą się swoimi doświadczeniami). - [...] pisali, że nie wychodzą z domu, bo mdli ich od zapachu świeżego powietrza, że chudną, bo wszystko śmierdzi im padliną, albo tyją, bo mogą jeść tylko fast foody - relacjonuje kobieta w rozmowie z GW. Sama doświadczyła wszystkich tych objawów, kiedy niedługo później zaszła w ciążę.
Zapach szamponu, żelu pod prysznic, pasty do zębów, czy męża - prowokował wymioty! "Na początku żartowałem, że no, zaczęło się, wiadomo, ciąża [...] ale mijały tygodnie, a ja dalej pisałem wiadomości z salonu i słuchałem, jak co trzy-cztery minuty Kasia ma odruch wymiotny" - wspomina mąż Kasi, Bartek. Poza ginekologiem, który stwierdził parosmię, z pomocą przyszła kolejna grupa facebookowa: "Pregnant with Parosmia".
Parosmia: to się kiedyś kończy?
Są też dobre wieści: jedna z wiodących teorii sugeruje, że z czasem mózg radzi sobie z parosmią. Zaburzenie występuje wtedy, kiedy zapach jest odbierany, ale nieprawidłowo postrzegany (tym między innymi różni się od fantosmii, w której występują luźne halucynacje węchowe). Pozostaje więc... czekać? Na razie - ze względu na stosunkowo niewielką skalę zjawiska - naukowcy i lekarze nie mają wystarczających informacji, by przewidywać czas zdrowienia. A widełki są spore: od tygodnie, przez miesiące, po lata.
- Czuję w sumie tylko trzy zapachy: zgniliznę, spaliny pomieszane z dymem i oponami i taki słodkochemiczny zapach, który nazywam COVID-em – nie czułam czegoś takiego nigdy wcześniej, nie umiem go inaczej opisać – opowiada Kasia.