Ta historia zaczyna się na początku marca. - Pojechałem z wizytą służbową do Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Przed powrotem do domu i do Krotoszyna miałem kilkadziesiąt spotkań w Warszawie. Nikt, z kim w tym okresie miałem kontakt, nie miał objawów koronawirusa. Również osoby, z którymi spotkałem się w samej Brukseli, są zdrowe. Kontrolowaliśmy nasz stan zdrowia i nie zauważyliśmy żadnych objawów wskazujących na chorobę - mówi Lisiak, który jest szefem Polskiego Związku Łowieckiego i w związku ze swoją pracą spotyka się z wieloma osobami.
Najgorsze miało dopiero nadejść. Do szpitala z problemami z oddychaniem trafił ojciec Lisiaka - Józef. - Zgodnie ze swoim ówczesnym stanem wiedzy stwierdził między innymi, że w ostatnich dniach nie miał kontaktu z osobą przebywającą za granicą. Nie wiedział bowiem, że prawie dwa tygodnie wcześniej wróciłem z jednodniowej wizyty służbowej w Belgii - opowiada Paweł Lisiak, który zapewnia, że jeszcze tego samego dnia SOR w Krotoszynie dostał informację od rodziny pana Józefa o pobycie w Brukseli jego syna. - Tego samego popołudnia tata został przewieziony do szpitala zakaźnego w Kaliszu, a nad nami oraz całą naszą rodziną sanepid zaczyna sprawować nadzór. Od tamtej chwili przestrzegaliśmy wszystkich zasad kwarantanny - zapewnia Lisiak.
Mimo że rodzinę Lisiaka dotknęła tragedia, bo pan Józef zmarł w szpitalu, w Krotoszynie rozpoczęła się fala nienawiści wobec łowczego i jego rodziny. Zarzucono mu, że zataił informację o pobycie zagranicą. Nikogo nie interesowało, że on też zachorował na COVID-19. - Przez miesiąc walczyłem o swoje życie w szpitalu - mówi mężczyzna. W tym czasie zaczął też dostawać groźby. - Spotkały nas nie tylko fałszywe i krzywdzące oskarżenia, np. o łamanie przez członków naszej rodziny zasad kwarantanny, lecz także groźby podpalenia rodzinnego domu! - mówi Lisiak.
Teraz mężczyzna już wyzdrowiał i chce pomóc innym chorym w walce z zarazą. - Wiem przez co przechodzą, bo sam to przeszedłem - mówi Lisiak i zachęca do oddawania krwi. W Polsce z projektem podawania osocza ozdrowieńców pacjentom chorym na COVID-19 jako pierwszy wystartował Centralny Szpital Kliniczny MSWiA w Warszawie. Jak tłumaczą specjaliści człowiek zakażony koronawirusem w trakcie zdrowienia wytwarza przeciwciała, które znajdują się w osoczu. To właśnie osocze lekarze przetaczają osobom chorym.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj