Na co dzień jest tynkarzem i ma swoją firmę, ale w wolnych chwilach działa społecznie. - Nie mam żadnego zaplecza politycznego, nie stoi za mną żadne stowarzyszenie. Jestem sam, działam sam i mówię głośno o tym, co mnie denerwuje i z czym się nie zgadzam - mówi mężczyzna. Tym razem postanowił iść o krok dalej i nie tylko mówić, ale też działać. Wyposażony w długi gwóźdź i młot poszedł nad jezioro. Jego protest jest związany z rozpoczętą w ostatnim czasie rewitalizacją części parku w Gnieźnie, nazywanego przez mieszkańców „Weneją". W planach jest m.in. wycięcie kilkuset drzew: samosiejek - jak tłumaczą urzędnicy czy takich, które stwarzają zagrożenie dla przechodniów oraz takich, które utrudniają przeprowadzenie inwestycji. Dlatego pan Bogdan przybił swoją lewą dłoń do drzewa i wykrzyczał, że nie zgadza się na wycinkę 781 drzew. - Forma tego protestu musiała być mocna! Jak można wycinać takie piękne drzewa, żeby ścieżka rowerowa mogła iść tamtędy? I po co nam kolejny skatepark? - pyta mężczyzna. Anna Dzionek, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Gnieźnie przyznaje, że każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów i opinii.
CZYTAJ: Rozebrali się dla drzew! Nietypowy protest w Wielkopolsce [ZDJĘCIA]
- Ubolewamy jedynie, że w tym przypadku wyrażanie opinii przybrało tak drastyczną, niebezpieczną dla zdrowia, formę. Mamy nadzieję, że pan Boguś szybko dojdzie do zdrowia - mówi Super Expressowi urzędniczka.
Po przybiciu się do drzewa - opatrzyć ranę pana Bogdanowi pomógł kolega sanitariusz. - Nie angażowałem służby zdrowia, oni mają ważniejsze rzeczy do roboty - mówi Bentyn na koniec. Mężczyzna ma nadzieję, że ten protest zostanie usłyszany.