To była trzecia ciąża pani Emilii, więc jako doświadczona mama, gdy w listopadową noc poczuła lekkie skurcze, ona i jej mąż wiedzieli od razu: nie ma na co czekać, trzeba jechać do szpitala. - Szybko ubraliśmy się, chwyciliśmy spakowane wcześniej walizki i wsiadaliśmy do samochodu, żeby pojechać do Trzcianki - mówi pan Marcin. Chwilę później pędzili już razem do szpitala, a pan Marcin wciskał co chwilę klakson, żeby przestraszyć sarny, które widział przy drodze. Po 20 minutach dojechali pod szpital.
Przyjął poród jak profesjonalista
- Emilia miała coraz mocniejsze skurcze. Zdążyliśmy dojść do izby przyjęć, krzyczałem, że już prawie dziecko się rodzi - opowiada wciąż pamiętając tamte emocje pan Marcin. Od razu ruszyli szpitalnym korytarzem na porodówkę. - Wtedy żona nagle dostała skurczy partych. Powiedziała że urodzi. Ja jej nie dowierzałem, że to się dzieje teraz, przecież na porodówkę mieliśmy jechać windą - opowiada mężczyzna i dodaje, że wtedy właśnie podjęli decyzję, że żona musi się położyć na szpitalnym korytarzu na podłodze.
- Żona zdjęła spodnie do kolan, płaszcza i butów nie zdążyliśmy zdjąć - opisuję. Chwilę później pan Marcin widział już główkę swojej córeczki. - Widziałem jak wychodzi główka. Krzyczałem pomocy, a serce biło mi jak szalone. Zdjąłem kurtkę położyłem na podłogę i chwyciłem główkę. Malutka nie otwarła oczu, więc od razu myśli kłębiły się, czy ona żyje - opowiada pan Marcin. Na granicy myśli o życiu i śmierci włożył mały palec do jej buzi, żeby sprawdzić, czy tam są wody, krew.
- Na korytarzu nie było dobrego oświetlenia, malutka otworzyła oczy i zaczęła płakać - mówi ze szczęściem świeżo upieczony tata, który zdjął bluzę i jedną ręką przykrył swoją malutką córeczkę Rozalkę. Potem jak profesjonalista położył córeczkę na brzuchu mamy. Krótko po tym przyszła pomoc medyków i położnych. - Zdezorientowany, zszokowany całą sytuacją dziękowałem w myślach, że ktoś przyszedł. Całe ręce miałem w krwi, ale wspólnie podnieśliśmy żonę z podłogi na łóżko i biegiem na porodówkę - opowiada pan Marcin.
Szkoła rodzenia jak szkoła życia
Pani Emilia przez cały ten czas była niesamowicie dzielna. Nie uroniła nawet jednej łzy i jakby tego było mało… uspakajała swojego męża, bo widziała jak jest zestresowany. Pan Marcin wspomina, że gdy w 2017 r. brał udział w zajęciach szkoły rodzenia i był poruszany temat porodów w niecodziennych miejscach, pomyślał, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach.
- Minęło 5 lat i to przydarzyło się nam. Człowiek działa wtedy instynktownie. Po kilku godzinach w szpitalu, po tym jak widziałem że wszystko z Emilią i Rozalią jest dobrze i zostały załatwione formalności wróciłem do domu - opowiada szczęśliwy tata, który do dzisiaj z żoną nie mogą uwierzyć w to, że przydarzyła im się taka historia.
Pierwsze chwile z małą Rozalką
Nie zapomni do końca życia wzroku malutkiej córeczki i pierwszego jej płaczu na jego lewej dłoni. - Przesłanie z tego w wydarzenia jest takie, że przed narodzinami dziecka wiedza zdobyta w szkole rodzenia musi być drogowskazem w razie nagłej sytuacji odbioru porodu. Trzeba też mieć koc pod ręką w drodze do szpitala - mówi pan Marcin i dodaje, że dla niego szkoła rodzenia okazała się szkołą życia. Rozalia urodziła się w tym samym dniu co jej prababcia. - Bardzo dziękujemy personelowi szpitala w Trzciance za opiekę i wyrozumiałość po tym nietypowym porodzie. To jest szpital, gdzie można uzyskać bardzo dobrą pomoc - mówi pomimo tych perypetii pan Marcin.
Polska służba zdrowia UMIERA?
Posłuchaj, co mówią zwykli ludzie w kolejkach do lekarzy!
Listen to "UPADEK ochrony zdrowia! Termin za 4 lata. Nie doczekam LEKARZA!" on Spreaker.