Chociaż z poznańskich ulic zniknęły sklepy z dopalaczami, a te, które zostają otwarte na nowo, dość szybko są zamykane, nie oznacza, że problem tych szkodliwych używek zniknął. Gdy tylko zrobi się cieplej, liczba osób zatrutych szkodliwymi substancjami wzrasta. Dowodem na to duży ruch na oddziale toksykologii w szpitalu im.Raszei w Poznaniu.
- Ewidentnie widzimy od miesiąca wzrost liczby przyjęć - praktycznie nie ma dnia, aby nie trafiało do nas przynajmniej kilka osób w stanie ostrych zatruć - mówi w rozmowie z Radiem ESKA dr Dorota Klimaszyk ze szpitala im. Franciszka Raszei w Poznaniu. - Zauważyliśmy, że częściej niż przed rokiem zdarzają się pacjenci w ciężkim stanie, który wymaga naprawdę intensywnego leczenia – dodaje.
Lekarze załamują ręce, ale wciąż ostrzegają dlaczego branie dopalaczy jest tak niebezpieczne.
- Dopalacze przede wszystkim oddziałują ośrodkowy układ nerwowy, na nasz mózg, osobowość – wyjaśnia dr Klimaszyk. - Najsmutniejsze dla mnie jako lekarza jest to, gdy po raz kolejny natrafiam na tych samych pacjentów. Niektórzy trafiają tu kilkanaście razy. Widzę, jak człowiek się degraduje psychicznie i emocjonalnie – dodaje.
Warto pamiętać, że dopalacze zaburzają świadomość, większość z nich wpływa na układ krążenia, może spowodować przyspieszenie tętna, spadek ciśnienia tętniczego, a niektóre nawet zawał serca.
Czytaj też: Wypadek ciężarówek w Paczkowie na trasie do Poznania [ZDJĘCIA]
Zobacz podsumowanie ostatniego tygodnia ESKA INFO: