Siedmiu zwyrodnialców skatowało Damiana na śmierć! "Zabrali nam nasze dobre dziecko"

Nie ma słów, które mogłyby opisać rozmiar cierpienia rodziny Damiana Bogulskiego (25 l.). Młody mężczyzna został skatowany pod dyskoteką we Wtorku na południu Wielkopolski. - Dopadli go w siedmiu i zabrali nam nasze dobre dziecko i tak naprawdę zniszczyli nas wszystkich - mówił przed procesem Krzysztof Bogulski, ojciec zabitego mężczyzny, który przez cały pierwszy dzień procesu przy sercu trzymał zdjęcie swojego syna. - Domagamy się dożywocia dla wszystkich - mówił razem z resztą rodziny.

Do tragedii doszło w czerwcu 2024 roku na parkingu przy dyskotece we Wtórku. Sprzeczka zaczęła się jeszcze w lokalu.

- W dyskotece kilku mężczyzn zażądało od pokrzywdzonych opuszczenia lokalu. Kiedy wyszli, napastnicy udali się za nimi i pobili ich. Na nagraniu widać, że pokrzywdzeni nie atakowali, tylko bronili się od zadawanych im ciosów - wyjaśniał zaraz po tragedii Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej.

Na parkingu rozpętało się prawdziwe piekło. Siedmiu nastolatków w wieku 14-17 lat biło Damiana i jego dwóch kolegów bez opamiętania. Cios leciał za ciosem. Młodzi mężczyźni nie mieli litości. Bili pięściami i kopali nogami po głowie oraz reszcie ciała. Najbardziej poszkodowany został Damian - młody strażak ochotnik. Zmarł w nocy, w szpitalu. Pozostałe dwie osoby odniosły lżejsze obrażenia. Trzech z zatrzymanych nastolatków, w wieku 17 lat, usłyszało zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym, młodsi odpowiadali przed sądem dla nieletnich.

Ruszył proces w sprawie śmiertelnego pobicia

W poniedziałek, 31 marca przed Sądem Okręgowym w Kaliszu ruszył proces w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiadło trzech najstarszych uczestników tragicznych wydarzeń. Dziś mają po 18 i 19 lat. Dwaj odmówili składania wyjaśnień i nie przyznali się do winy, jeden z nich przyznał się jedynie do… dwóch uderzeń.

- Damian poszedł tylko ratować kolegę, a sam skończył tragicznie - mówił ze łzami w oczach ojciec zmarłego mężczyzny. - Dziś nasze życie to tylko wegetacja. Psychika jest zniszczona. Cały czas mam przed oczami jak wyjeżdża z domu - mówił przed dodawał Bogulski, podkreślając, że jego syn chciał tylko pomóc zaczepionemu koledze. - Zawsze mu tłumaczyłem, żeby nie był obojętny jak komuś dzieje się krzywda. Teraz żałuję. Poszedł uratować kolegę, a sam skończył tragicznie – dodał mężczyzna na koniec.

Wyrok usłyszeli już najmłodsi uczestnicy zdarzenia. Sąd rodzinny w Ostrowie uznał ich za winnych i zdecydował o umieszczeniu ich w ośrodkach wychowawczych.

Sonda
Czy ostatnio straciłeś kogoś bliskiego?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki