Śmierć Ewy Tylman. Adam Z. po raz trzeci stanął przed sądem. Ojciec 26-latki jest wściekły. "Uciekł jak zwykły tchórz"
Andrzejowi Tylmanowi wiele razy na sądowej sali puszczały nerwy. - Masz ostatnią szansę powiedzenia prawdy - krzyczał do Adama Z. w 2019 roku. Wtedy mężczyzna został nawet wyproszony z sali. Teraz Andrzej Tylman nie krył smutku. - Jestem zmęczony, nadal nie wiem, co się stało z moim dzieckiem, a to już 9 lat bez niej - mówił jeszcze przed rozpoczęciem procesu.
Zobacz: Co naprawdę stało się z Ewą Tylman? Najnowszy wyrok sądu w sprawie Adama Z., ojciec załamał ręce
Ewa Tylman zaginęła w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku w Poznaniu. Kamery miejskiego monitoringu po raz ostatni zarejestrowały ją około godziny 3.20 w okolicach ul. Mostowej, przed mostem Rocha. Była z kolegą z pracy, Adamem Z. Potem ślad po niej się urwał, a Adam Z. po pięciu minutach znowu pojawił się w oku kamery. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, uznając, że to on zepchnął Ewę Tylman ze skarpy nad Wartą, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. W czasie dwóch długich i żmudnych procesów składy sędziowskie uznały, że ta teza to błąd. Uniewinniono Adama Z. i wypuszczono zza krat. Od wyroków jednak się odwoływano i tak doszło do trzeciego procesu.
Zdaniem Andrzeja Tylmana, Adam Z. powinien odpowiedzieć za nieudzielenie pomocy jego córce. - Zostawił dziecko moje na pastę losu i po prostu uciekł jak zwykły tchórz - mówi Tylman, który jako oskarżyciel posiłkowy w trakcie procesu będzie się domagał najwyższego wyroku dla kolegi jego córki.
Mowy końcowe 12 listopada.