Spłaca kredyt za ślub, którego nie było, bo wywiózł mężczyznę do lasu. Policjant z Pobiedzisk został aresztowany przed swoim weselem

2021-05-28 15:29

Ta historia jest wstrząsająca. Policjanci z Pobiedzisk pod Gnieznem (woj.wielkopolskie) wywieźli 36-letniego mężczyznę do lasu i zostawili. Tam mężczyzna zmarł. Policjant Filip S. i policjantka Karolina F. zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień, bezprawne zatrzymanie Piotra M., wywiezienie go wbrew jego woli i narażenie na utratę zdrowia i życia. Właśnie zakończył się proces w tej sprawie. W ostatnim słowie Filip S. płakał i przekonywał sąd, że chciał pomóc 36-latkowi i dlatego nie odwiózł go do domu, tylko do lasu… Opowiedział też, jak bardzo cała sprawa zmieniła jego życia.

Do tragedii doszło w maju 2018 roku w małych Pobiedziskach. Filip S. i Karolina F. kończyli właśnie służbę, ale dostali jeszcze jedno ostatnie wezwanie. Mieli jechać do zataczającego się na ulicy mężczyzny. Interwencji, że pijany mężczyzna leży na trawniku nie mogli zlekceważyć. Jak opowiadał nam trzy lata temu krewny Piotra M. mężczyzna wyszedł z domu tylko po papierosy do pobliskiego sklepu.  Do przejścia miał kilkanaście kroków. Nic ze sobą nie zabrał. Ani dokumentów, ani telefonu. Papierosów jednak w tym sklepie nie kupił i dlatego poszedł na stację benzynową. Gdy wracał, przewrócił się, więc ktoś zadzwonił po patrol policji. Niestety to, co wydarzyło się potem to najgorszy scenariusz, jaki mógł się wydarzyć. Policjanci mieli do wyboru: odwieźć Piotra albo do izby wytrzeźwień w Poznaniu, albo odprowadzić do domu, który był 200 metrów dalej. Ale kończyli służbę, więc wywieźli go do lasu i tam porzucili. Koniec końców Piotr M. został wywieziony kila kilometrów dalej - na leśną ścieżkę. Skończyło się tragedią – Piotr M. zmarł z powodu wewnątrzczaszkowego wylewu.

CZYTAJ: Wyszedł po papierosy, policjanci wywieźli go NA ŚMIERĆ do lasu

Teraz Filip S. przed sądem przekonuje, że to sam Piotr M. prosił, żeby nie zawozić go ani do izby wytrzeźwień, ani do domu. - Mówił, że mama choruje na serce, a on nie chce jej martwić - mówił Filip S. - Chciałem mu pomóc! Żałuję, że nie zabraliśmy mu siatki z alkoholem, którą miał, ale baliśmy się, że możemy być posądzeni potem o kradzież - opowiadał.

Filip S. zaraz po śmierci 36-latka trafił do aresztu. - To dla policjanta najgorsza rzecz - mówił. Sam nosił mundur od 19 roku życia i służba to było spełnienie jego marzeń. Policjantem w tej samej miejscowości jest też jego ojciec. - Chciałabym odzyskać dobre imię - mówił w sądzie, zapewniając, że nie jest złym człowiekiem. Dwa tygodnie po zatrzymaniu miało się odbyć jego wesele. - Oczywiście wszystko zostało odwołanem, ale koszty ponieśliśmy i spłacam je do teraz - mówi mężczyzna. Od roku pracuje jako kierowca. - Nie odpowiadam za jego śmierć. Chcieliśmy dla nie dobrze - mówił w sądzie, prosząc o łagodny wymiar kary.

Ogłoszenie wyroku 11 czerwca.   

Ratownicy medyczni uratowali rodzinę z płonącego domu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają