Sandra W. i Mariusz W. ze Swarzędza od kilku lat nie byli szczęśliwym małżeństwem. W 2018 roku kobieta poszła na policję i zgłosiła, że mąż znęca się nad nią fizycznie i psychicznie. Mariusz W. usłyszał zarzuty i trafił przed sąd. W 2020 roku został skazany na więzienie, ale karę warunkowo mu zawieszono. Mężczyzna miał też zakaz zbliżania się do żony. Dlatego wyprowadził się z domu i małżeństwo było w separacji. Swoją córeczkę Polę wychowywali wspólnie. Na zmianę zaprowadzali ją do przedszkola i opiekowali się nią. W poniedziałek (4 kwietnia), gdy wydarzyła się tragedia. Sandra W. miała swoją córkę Polę odebrać z przedszkola. Zaprowadzić miał ją tam tata. Niestety, gdy Sandra W. zjawiła się pod placówką, tam okazało się, że dziewczynka nie dotarła do przedszkola. Kobieta pojechała do mieszkania męża. Niestety, nikt jej nie otwierał, dlatego zadzwoniła po pomoc policji.
- Gdy policjanci weszli do środka, okazało się, że zarówno mężczyzna, jak i dziewczynka nie żyją - mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Ojciec udusił Polę, a potem sam wymierzył sobie sprawiedliwość i się powiesił.
CZYTAJ: Kupił dla Poli urodzinowy tort. Potem udusił córeczkę i odebrał sobie życie. Koszmar w Swarzędzu
Prokurator Łukasz Wawrzyniak informuje, że chociaż śledczy cały czas pracują nad sprawą, według wstępnych ustaleń doszło do rozszerzonego samobójstwa. Okazuje się, że przed tragedią mężczyzna złamał sądowy zakaz kontaktowania się z żoną, kobieta poinformowała o tym śledczych, a ci postawili mężczyźnie zarzuty. Jak mówi "Super Expressowi" Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji, było to na kilka dni przed tragedią.
Polecany artykuł: