21 lipca 2019 roku w miejscowości Ryżyn doszło do makabrycznego wypadku. 20-letni wówczas Jędrzej O. zaoferował Michałowi, Kindze i Wioletcie to, że odwiezie ich do domu po imprezie. Było po godz. 1:00 i w pewnym momencie kierowca volkswagena stracił panowanie nad autem, wjechał do przydrożnego rowu, dachował i uderzył w drzewo. Pojazd doszczętnie się spalił, a śmierć ponieśli Michał i Wioletta. Jędrzej i Kinga przeżyli to zdarzenie, co wielu określiło mianem cudu. Jędrzej O. ma odebrane prawo jazdy, a dalej wsiada za kierownicę. Ostatnio uciekał przed policjantami z grupy Speed. Przed tragicznym wypadkiem był 11 razy karany za łamanie przepisów ruchu drogowego, w tym za zbyt szybką jazdę. Śledczy są bezradni i mówią wprost o bezczelności. - Na pierwszym przesłuchaniu miałem wrażenie, że ma wyuczoną regułkę. Podczas drugiego przesłuchania nie przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa oraz odmówił składania wyjaśnień – mówił prok. Piotr Wachelski z Prokuratury Rejonowej w Szamotułach w rozmowie z dziennikarzami "Uwaga! TVN".
Czytaj też: Spowodował śmiertelny wypadek, a ciągle szaleje za kółkiem. "Zabicie dwóch osób to jest za mało?"
Jędrzej O. był pijany?
Do sprawy wraca także portal wyborcza.pl, która zauważa, że w tej sprawie jest wiele przypadków. - Alkohol paruje z organizmu kierowcy, informacja o odebraniu prawa jazdy ginie, a sprawca wypadku nadal szaleje na drogach - czytamy w reportażu. - Gdy brałem tę sprawę, nie wiedziałem, że będą się działy takie cuda - tłumaczy na łamach wyborcza.pl, prok. Wochelski.
Badanie krwi wykazało, że Jędrzej O. był trzeźwy, jednak to do tej pory jest zagadką. Mężczyzna miał poważne obrażenia i nie można go było przebadać alkomatem. Został on dopiero przebadany w szpitalu w Międzychodzie. Było to 3,5 godziny po zdarzeniu. Miał on 0,03 promila, a biegli stwierdzili, że to śladowa ilość, którą można uznać za błąd pomiarowy. Problemem jest notatka policjanta. „Jędrzej O., kierowca, oświadczył, że wypił dzisiaj siedem piw" - to można w niej wyczytać.
Świadkowie nie pamiętają czy na imprezie Jędrzej O. spożywał alkohol. - Rozmawialiśmy chwilę, połowa kubka była wypita. Jędrzej z natury jest rozrywkowy. Kiedyś w trójkę wypiliśmy 0,7 litra wódki, a potem kierował samochodem – powiedziała jedna z osób, która była na imprezie.
Z relacji "Gazety Wyborczej" wynika, że policjant, który był na miejscu wypadku nie poczuł jednak alkoholu od Jędrzeja O. Natomiast taką woń poczuli bracia, którzy ratowali osoby z płonącego auta. To samo zeznał ratownik pogotowia, który był na miejscu wypadku. – Dowiedziałem się od niego, że wypił siedem piw i prowadził samochód. Powiedziałem, że nie podam mu leków przeciwbólowych, bo mogą wejść w interakcję z alkoholem - mówił.
Polecany artykuł:
Podmieniono krew w szpitalu?!
Prokurator miał podejrzenia, że do badania mogła trafić krew kogoś innego. Badania DNA to jednak wykluczyły. Toksykolodzy uważają, że bicie w ten sposób poziomu alkoholu do zera jest niemożliwe. – Wydaje mi się, że w szpitalu zbili mu poziom alkoholu. Ale dowodów nie mam - przyznaje dzisiaj prokurator.
Jeden z lekarzy na łamach "wyborcza.pl" twierdzi, że wynik można zafałszować. Należało pobrać krew nie z osobnego wkłucia, ale z wenflonu, którym przelewano płyny. Tego, co działo się w szpitalu powinni przypilnować policjanci. Patrol z Międzychodu był w szpitalu, ale stali w drzwiach, a nie przy pacjencie.
Ojciec Jędrzeja O. to lokalny polityk
W tym miejscu śledztwo "Wyborczej" dochodzi do kluczowego momentu. Okazuje się, że ojciec policjantki z tego patrolu pracował w jednostce wojskowej razem z ojcem Jędrzeja O., który jest lokalnym politykiem. Z informacji opublikowanych na wyborcza.pl, wynika, że w dniach 20-22 lipca kontaktowali się ze sobą telefonicznie 39 razy. - To są małe miejscowości, ludzie się znają. Nie ma nic dziwnego w tym, że ze sobą rozmawiają. Nie doszukiwałbym się drugiego dna - przyznaje mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Dziennikarze "Wyborczej" porozmawiali także z matką Jędrzeja O., która jest pielęgniarką w Szamotułach. Zaprzeczyła, że ingerowała w akcję ratunkową. - Nie dziwi ją też, że syn mówił o siedmiu wypitych piwach, bo pacjenci po wypadkach są w szoku i wygadują różne rzeczy - powiedziała kobieta.
Prokuratura próbuje także rozwiązać zagadkę dotyczącą transportu Jędrzeja O. do szpitala w Międzychodzie. Pierwotnie miał trafić do lecznicy w Gorzowie Wielkopolskim, ale tak się nie stało. Poszkodowana w wypadku Kinga nie ma wątpliwości, że to wszystko było ukartowane. - Jeden z ratowników powiedział mi o rozmowie z pielęgniarką z Międzychodu. Rozmawiali w noc wypadku. Miała stwierdzić, że mają Jędrzeja i go „czyszczą". Tyle że ten ratownik potem tego nie zeznał - powiedziała "Wyborczej".
Dziennikarze "Wyborczej: ustalili, że matka Jędrzeja chciała pomóc synowi. Kilka dni po wypadku kontaktowała się jego ojcem (są po rozwodzie - przyp. red.) i oferowała pomoc. Sama tłumaczyła, że chodziło jej o to, aby syn otrzymał grupę inwalidzką.
Z jaką prędkością jechał Jędrzej? Biegły wynajęty przez rodziny ofiar wyliczył ją na ponad 100 km/h. Śledczy jednak nie są w stanie określić z jaką dokładnie prędkością jechał. W związku z tym Jędrzej O. nie został aresztowany. Mężczyzna mieszka niedaleko Wronek. Jego ojciec to lokalny polityk i były żołnierz zawodowy. Dzisiaj jest także przedsiębiorcą i rolnikiem. Ponadto zasiadał w radzie miasta we Wronkach, ale dwa miesiące przed tragicznym wypadkiem zrezygnował z mandatu. Okazało się, że mógł złamać przepisy dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej na terenie gminnego przedsiębiorstwa.
Matka Jędrzeja obwinia byłego męża
Matka Jędrzeja obwinia za wszystko swojego byłego męża. - To jest twoje pozwalanie na wszystko. Dać dzieciakowi, niedoświadczonemu kierowcy, takiego potwora pod stopę, to po prostu brak słów - miała pisać kobieta do byłego męża. Znajomi rodziny podkreślają, że Jędrzej miał trudne dzieciństwo. Wychowywał go ojciec, a nie matka. Ponadto swoją edukację zakończył na gimnazjum.
Matka Jędrzeja jest przerażona zachowaniem syna. - Przeraża mnie jego wesołkowatość i podejście. Młody cwaniak, nic go ta tragedia nie nauczyła. Zachowujecie się, jakby nic się nie stało. Gdzie wy żyjecie? - miała pisać kobieta. Z kolei jego ojciec bronił go w prokuraturze. – Jest bardzo dobrym kierowcą. Jak się przebudził w szpitalu, powiedział: „Tata, ja uciekałem, żeby nie uderzyć w ciemny samochód". Zrobiła się na niego nagonka. Na siłę próbowano go oskarżyć o jazdę po alkoholu i nadmierną prędkość - mówił.
Rodzina jest nietykalna?
Prokurator nie ma wątpliwości, co do powiązań rodziny z wpływowymi osobami. – Ta rodzina nie jest aż tak bogata, ale układ powiązań osobowych jest taki, że wydaje się, jakby to był człowiek nietykalny - mówi "Wyborczej".
Sam Jędrzej O. nie ma wyrzutów sumienia po tamtym wypadku. Melduje się na komisariacie i na pytanie o wyrzuty sumienia odpowiada. - No co ja poradzę, tak im było pisane.
Jędrzej O. stwarza zagrożenie
Jędrzej O. jest doskonale znany organom ścigania. Mimo iż ma zabrane prawo jazdy, to ciągle porusza się po drogach publicznych. Wiadomo, że mężczyzna po wypadku założył firmę, która oferuje usługi rolnicze. - Cały czas jeździ, cały czas wsiada za kierownicę – wskazuje Dominika Suska-Musiał, ciotka zmarłej Wioletty w rozmowie z dziennikarzami "Uwaga! TVN". We wrześniu Jędrzej O. uciekał przed policyjną grupą Speed. Ostatecznie został zatrzymany na polnej drodze, ale sąd uznał, że może dalej przebywać na wolności.
"Wyborcza" dotarła do akt jednej ze spraw. Znajduje się tam opinia psychologa i psychiatry na temat Jędrzeja. Wiadomo, że jest od poczytalny. - Dla mnie to człowiek bez skrupułów. Już dziś mogę powiedzieć, że będę wnosił o maksymalną karę, czyli osiem lat więzienia - przyznał prokurator Wochelski.
Na ten moment na 22-latka jest nałożony dozór policyjny. Mężczyzna dwa razy w tygodniu musi stawiać się na komisariacie we Wronkach. W czwartek (23 września) przed Sądem Rejonowym w Szamotułach rozpoczął się proces Jędrzeja O.
Polecany artykuł: