Ta sprawa wstrząsnęła całą Polską. Młoda, zaangażowana w swoją pracę policjantka spod Poznania, Sylwia N., nie pojawiła się w pracy. To od razu obudziło czujność jej kolegów ze służby. Była wzorową funkcjonariuszką, lubianą i cenioną. Zaczęły się poszukiwania, ale jej telefon milczał i nikt nie wiedział, gdzie jest. Okazało się, że Sylwia N. zamiast na komisariat, ze swoim 9-letnim synkiem swoim prywatnym samochodem i ze służbową bronią pojechała do lasu... Kilka godzin później znaleziono chłopca i policjantkę z ranami postrzałowymi głowy. Nie żyli. Wszystko wyglądało tak, jakby Sylwia N. (30 l.) najpierw zabiła swoje dziecko, a potem strzeliła do siebie. Psychologia zna takie zachowania… To tak zwane rozszerzone samobójstwo.
Czytaj też: Środa Wielkopolska: Policjantka zastrzeliła siebie i synka. Słowa BABCI łamią serce
To nie było rozszerzone samobójstwo? Nowy trop w sprawie śmierci policjantki i jej synka
Sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Koninie. Śledczy drobiazgowo zaczęli się przyglądać tej tragedii. - Nie wykluczyliśmy udziału osób trzecich w tym zdarzeniu - mówiła w połowie śledztwa Super Expressowi Ewa Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Koninie. Śledczy analizowali każdy szczegół, każdy dowód, każdy ślad i każde nawet anonimowe zgłoszenie. Policjantka wychowywała syna samotnie, a zawodowo zaangażowana była w różne, konfliktogenne sytuacje i sprawy. - Dlatego sprawdzaliśmy między innymi, czy komuś mogło zależeń na śmierci Sylwii N. - mówi prokurator Woźniak, wskazując, że drobiazgowe śledztwo właśnie dobiega końca. - Nie znaleźliśmy osoby, która miałaby przyczynić się do śmierci policjantki. Nie ma też osoby, która miałaby motyw zabójstwa jej - mówi wprost Woźniak. - Czekamy jeszcze na ostatnią opinię biegłego z zakresu medycyny sądowej i kończymy śledztwo na początku listopada - zapowiada prokurator. Na pewno wrócimy jeszcze do tego tematu.