Do zbrodni doszło w Wielkanoc, 3 kwietnia 1994 roku w lesie w Mikuszewie. 20-letnia wtedy Zyta Michalska wyszła z domu na spacer po pobliskim lesie, ale do domu nie wróciła już nigdy. Rodzina szybko zaczęła jej szukać, ale na niewiele się to zdało. Ciało dziewczyny dopiero dzień później odnalazła jej matka. Było obrócone twarzą do ziemi, przykryte kurtką i liśćmi… Mamę zaniepokoiło niestaranne ubranie córki. - Ona zawsze była bardzo starannie ubrana - mówi jej mama. Ruszyło śledztwo, ale na niewiele się ono zdało. Mimo zabezpieczenia dokładnych śladów, wszystkie tropy okazywały się chybione. Koniec końców śledztwo zostało umorzone. Dopiero, gdy za to tajemnicze morderstwo zabrała się specjalna grupa policjantów z „Archiwum X” z Poznania - okazało się, że za zabójstwem stoi Waldemar B. Przykładny ojciec i obywatel, który od tamtej pory nie miał konfliktu z prawem, założył rodzinę, ma dwie córki i uczciwie zarabia na utrzymanie domu. Mężczyzna został aresztowany i przyznał się do zarzucanego mu zabójstwa. W czasie pierwszego dnia procesu zmienił jednak zdanie. - Nie przyznaję się - powiedział głośno i wyraźnie. - Uderzyłem tylko Zytę Michalską kamieniem w głowę, ale nie usiłowałem jej zgwałcić - powiedział. Wcześniej śledczym opisał, że tego dnia, gdy spotkał nieznajomą Zytę Michalską w lesie - pokłócił się w domu z matką. Zabrał rower i poszedł do lasu. Tam spotkał swoją ofiarę. - Wisła pod mój rower - opisywał i twierdził, że Zyta pierwsza uderzyła mężczyznę w twarz. Potem on sam uderzył ją kamieniem, a potem upozorował, że próbował ją zgwałcić. Z krwi miał powycierać się w swoim garażu. - 26 lat o tym myślę. Teraz mam spokój duszy - powiedział prokuratorowi zaraz po zatrzymaniu.
CZYTAJ: Chciał zgwałcić, a zabił! Prawda wyszła na jaw po ponad ćwierć wieku [ZDJĘCIA]
Dziś mężczyzna twierdzi, że nie zabił Zyty Michalskiej. Ewa M., siostra Waldemara, uważa, że brat byłby zdolny do takiej przemocy, bo ona sama też kiedyś została przed niego uderzona. - Był też kiedyś podejrzany o napaść seksualną - twierdziła Ewa M. w sądzie. Kobieta doskonale pamięta także tamtą Wielkanoc w 1994 roku. - Przyjechałam z mężem do mamy w odwiedziny i zauważyłam świeże zadrapania na twarzy Waldemara. To nie były strupy. Pytałam o nie, a brat odpowiedział, że wpadł w jeżyny - opowiadała w sądzie tamten moment. Wszyscy zaczęli się śmiać z nieporadności brata. Druga siostra Waldemara B. - Małgorzata S. przyznała, że ich mama musiała wiedzieć, że to Waldemar zabił…