Mówi się o nich, że w polskiej nauce są tym, kim w wojsku są żołnierze z elitarnej jednostki Wojsk Specjalnych GROM. To naukowcy z Polskiej Akademii Nauk. Gdy w poznańskim Sanepidzie zabrakło rąk do pracy, bo było tak dużo do zrobienia testów na koronawirusa - zwołali wirusową grupę wsparcia. Odłożyli wszystkie swoje naukowe eksperymenty, pisanie książek czy szukanie odpowiedzi na najbardziej skomplikowane pytania dotyczące biologii molekularnej i stanęli do walki z SARS-COV-2. - Porzuciliśmy swoje zajęcia i pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie - mówi dr Luiza Handschuh z Pracowni Genomiki Instytutu Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu.
Dla takich naukowców jak oni - badanie próbek koronawirusa jest bardzo proste, bo to, co dla laika jest skomplikowanym rytuałem nad probówkami, dla nich jest codzienną procedurą. - Próbki wymazów pobierane są z nosogardzieli. Te próbki wkłada się do probówki, gdzie jest sól fizjologiczna i w tej postaci jest to transportowane. Musi być zanurzone w płynie, żeby nie było suche - mówi dr Luiza Handschuh i tłumaczy, że wirus „opakowany” jest białkami i żeby żyć, potrzebuje gospodarza. - Są to stwory na pograniczu życia - mówi dr Luiza Handschuh. Wirus jak tłumaczy znajduje się więc wraz z komórkami pacjenta i tak trafia do Sanepidu.
- Sanepid zabezpiecza procedurę tego wirusa - mówi dr Luiza Handschuh. Izolują z niego materiał genetyczny RNA i jak tego dokonają można już robić test właściwy. - Wykrywanie wirusa odbywa się za pomocą takiej metody PCR (łańcuchowa reakcja polimerazy) w czasie rzeczywistym, to znaczy, że RNA (kwas rybonukleinowy) musimy przepisać na DNA, ponieważ DNA się łatwiej wykrywa - tłumaczy badaczka i wyjaśnia, że wykorzystuje się do tego takie metody, z których korzysta się na co dzień w laboratorium. - To jest tzw. reakcja odwrotnej transkrypcji i po przepisaniu RNA na DNA to DNA trzeba namnożyć, ponieważ jest go bardzo mało i żeby go wykryć, trzeba namnożyć sygnał - mówi dr Handschuh i wyjaśnia, że namnaża się w rekacji PCR. - Wykrywamy wirusa odpowiednimi starterami. To są takie fragmenty DNA, które pasują do wirusa i tam się przyłącza odpowiednia fluorescencyjna sonda. Wszystkie startery i sondy muszą być pasujące dokładnie do tego fragmentu genomu wirusa - tłumaczy badaczka i dodaje, że to właśnie w ten sposób można wykryć fluorescencję. - Tak naprawdę, w dużym skrócie, odczytujemy, czy jest ten sygnał czy nie - wyjaśnia dr Handschuh. Jak wyjaśnia są to rutynowe metody, które stosuje się w biologii molekularnej. - Jest to technologia do badań wykorzystywana rutynowo - mówi. - Mamy umiejętności, mamy sprzęt, dlatego możemy to robić - mówi bez fałszywej skromności i dodaje, że dla diagnosty, który nie ma odpowiedniego doświadczenia w tym zakresie może to być jednak wyzwanie.
Gdy więc naukowcy z Polskiej Akademii Nauk dowiedzieli się, że Sanepid potrzebuje rąk do pracy, bez najmniejszego wahania, ruszyli do pomocy. - W 6, 7 godzin można tą metodą sprawdzić 90 próbek - mówi dr Luiza Handschuh. Od zeszłego wtorku do piątku naukowcy z PAN przebadali aż 800 próbek, a z niedzieli na poniedziałek dodatkowe 100. - Paru osobom uratowaliśmy życie, bo gdy wynik był negatywny, lekarze mogli przenieść pacjenta ze szpitala zakaźnego i wykonać operację czy zabieg ratujący życie - mówi dr Luiza Handschuh. Dr Agnieszka Fiszer, kierownik z Instytutu Chemii Bioorganicznej dodaje, że przy okazji naukowcy rozpracowali, jak można wyprodukować polski test na koronawirusa. - Taki zestaw diagnostyczny byłby sporo tańszy i nie bylibyśmy uzależnieni od stanów magazynowych dużych firm biotechnologicznych w Europie - mówi dr Fiszer i wyjaśnia, że trwają rozmowy z Ministerstwem Zdrowia i Ministerstwem Rozwoju w sprawie produkowania takich testów.