Minął już tydzień od chwili, gdy 30-letnia Sylwia N., policjantka spod Poznania (woj. Wielkopolskie) nie przyjechała na posterunek do pracy. Jej kolegów to bardzo zaniepokoiło, bo Sylwia zawsze była solidna i punktualna. Ich poszukiwania skończyły się w lesie niedaleko Sulęcinka, w którym kobieta mieszkała i samotnie wychowywała syna Wiktora. W leśnym zagajniku, niedaleko porzuconego samochodu, policja odnalazła zabitego Wiktora i jego mamę. Sekcja zwłok szybko dała odpowiedź na pytanie, co tam się wydarzyło. Sylwia N. wyciągnęła służbową broń i strzeliła synkowi w głowę. Potem włożyła lufę do ust… Nikt nie wie, dlaczego doszło do tej tragedii. Sprawę wciąż badają najlepsi prokuratorzy w Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Analizujemy wszystkie okoliczności - mówił Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak, zaraz po wszczęciu śledztwa.
CZYTAJ: Środa Wielkopolska: Policjantka zastrzeliła siebie i synka. Słowa BABCI łamią serce
Teraz najważniejsze dla nich będzie ustalenie przebiegu wydarzeń i odnalezienie motywu. Wiadomo, że kobieta wychowywała samotnie synka. Mieszkała tylko z mamą, bo jej brat też kilka lat temu popełnił samobójstwo. Ojciec Wiktora jest załamany sytuacją. Dopiero co wyszedł z więzienia i chciał na nowo odbudować więź z synkiem. - Jest załamany całą sytuacją, nie śpię nocami i też go pilnuję - mówiła Super Expressowi Stanisława S., babcia Wiktora i mama jego taty.
Tymczasem grób matki i syna na cmentarzu w Solcu tonie w kwiatach. Koledzy i koleżanki Wiktora przynoszą maskotki. - To nie tak powinno wyglądać - mówił na pożegnalnej mszy ksiądz proboszcz z miejscowego kościoła.