Pożar domu w Zalasewie. Przerażające ustalenia śledczych
Śmierć polsko-niemieckiej rodziny w Zalasewie wstrząsnęła całą Polską. Wszystko zaczęło się od pożaru, który wybuchł w nocy 11 października. Ogień zajął dużą część domu, a straż zawiadomili sąsiedzi. Z domu, z płomieni, udało się wynieść dwa ciała, a po ugaszeniu pożaru kolejne dwa: Mariana i Joanny S. oraz ich adoptowanych dzieci 9-letniego Jeroma i 13-letnią Sunny. Dla wszystkich było za późno na pomoc…
Zobacz zdjęcia z pożaru!
Mroczne sekrety rodziny, która zginęła w domu. Co tam się stało?
Śledczy od razu podejrzewali, że pożar to nie jedyne nieszczęście, które spotkało rodzinę. Sekcja zwłok chłopca jasno wskazała, że dziecko nie zmarło z powodu wybuchu pożaru. Chłopiec zmarł, bo został skatowany twardym narzędziem w głowę. Teraz na jaw wyszły nowe okoliczności. Na pogorzelisku policjanci odnaleźli tłuczek do mięsa, na którym udało się zidentyfikować ślady zarówno matki dzieci, jak i dziewczynki, i chłopca.
Śledczy ujawnili także, że Marian S., ojciec chłopaka, zmarł w wyniku uduszenia. Jak informuje Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, mężczyzna miał na głowie założony i zaciśnięty worek. Prokuratura wciąż nie zna przyczyny śmierci matki oraz jej córki. Wciąż nie można również określić, która z tych osób jest która. Śledczy wciąż czekają na opinię w tej sprawie, a to znacznie utrudnia śledztwo.
Rodzina tragedia w Zalasewie
Małżeństwo, które zginęło w pożarze poznało się w Gdańsku. Marian był Niemcem z litewskimi korzeniami, dlatego razem w 2000 roku wyjechali do rodziny Mariana na granicę niemiecko-francuską. Tam żyli przez 22 lata. Marian pracował w amerykańskiej firmie, a Joanna zajmowała się domem.
W lutym tego roku przeprowadzili się do domu w Zalasewie, który wcześniej wynajmowali. Ich adoptowane w Niemczech dzieci nie poszły też do polskiej szkoły, tylko zdalnie, przez internet uczyły się nadal w niemieckiej szkole.
Sąsiedzi wspominają ich jako serdecznych, ale trzymających się na uboczu ludzi.