Svitłana P. (53 l.) uciekła ze swoimi dziećmi z Ukrainy do Polski zaraz po wybuchu wojny. Zdaniem śledczych, swoim dzieciom zgotowała piekło na ziemi. Kobieta miała znęcać się nad swoimi podopiecznymi ze szczególnym okrucieństwem, miała przekazywać je pedofilom i sama wykorzystywać seksualnie. Wachlarz tortur, zdaniem prokuratury, kobieta miała naprawdę szeroki. W domu Swietłany zdaniem śledczych bicie dzieci było na porządku dziennym. Kobieta m miała bić nie tylko ręką, ale też krzakiem z kolcami, gałęziami, ale też tłuczkiem do mięsa. Miała wyrywać dzieciom włosy i do ust wkładać brudnego pampersa. Dzieci stawiała na noc do kąta, nie pozwalała korzystać z toalety. Jeden z chłopców miał być bity po penisie i przywiązywany do drążka, pianina, a na talerzu do jedzenia miał podawaną… psią kupę.
Do domu dzieci mieli też przychodzić obcy mężczyźni i miało dochodzić do czynów pedofilskich. Dzieci miały być również faszerowane lekami, a budziły się obolałe i bez bielizny. Ukrainka sama również miała molestować dzieci, m.in. kazała się lizać po miejscach intymnych.
Svitłana płakała w poznańskim Sądzie Okręgowym. Co mówi o zarzutach?
Reporterka "Super Expressu" widziała i słyszała, jak w sądzie kobieta płakała i zapewniała wszystkich, że w Ukrainie jej placówka była pod specjalną obserwacją i żadne z dzieci nigdy nie skarżyło się na warunki w jej domu. - W Ukrainie nikt nie zauważył niczego złego, niczego mi nie zarzucano - mówiła w sądzie ze łzami w oczach. Jej zdaniem dzieci chodziły do szkoły czyste i zadbane, a ona stworzyła maluchom w domu azyl, w którym czuły się bezpiecznie.
Svitłana w sądzie zarzekała się, że nigdy nie podawała dzieciom żadnych leków, grzybów halucynogennych ani nie biła nikogo pierścionkiem. Przyznała się, że nie poświęcała dzieciom zbyt dużej uwagi. - Remontowaliśmy dom i ja sama kładłam płytki - mówiła śledczym jeszcze w trakcie postępowania przygotowawczego. Svitłana przyznała się, że stawiała czasami dzieci do kąta, ale nie dusiła ich. - Byłam w stresie po przyjeździe do Polski i biłam tylko paskiem jeden dziewczynkę - mówiła w sądzie.
Co do pozostałych zarzutów - kobieta uważa, że to, jej zdaniem, obrzydliwe i ohydne kłamstwo. - To są dzieci z rodzin patologicznych. Nie odpowiadają żadnym standardom - przyznała przed wymiarem sprawiedliwości. Zeznania małoletnich pokrzywdzonych zostały przez sąd utajnione. Zdjęcia z poznańskiego sądu przekazujemy pod tekstem.