- A musicie wiedzieć, że mocz tygrysa jest wyjątkowo śmierdzący - mówi Małgorzata Chodyła, rzeczniczka z poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, która również oberwała tygrysią uryną.
To miał być zwyczajny dzień w zoo, tymczasem okazał się bardzo śmierdzący. Jeden z uratowanych tygrysów - Kan miał dostać nową zabawkę. - Niestety opony, które dostał wcześniej, zamiast do zabawy służyły mu do jedzenia, więc szukamy dla niego innych atrakcji - mówi Chodyła. Tym razem miała to być kula z liny. Zabawkę miała mu podać osobiście pani dyrektor - Ewa Zgrabczyńska. Kan tak bardzo ucieszył się z dyrektorskiej wizyty, że odwrócił się do swojej wybawczyni, wypiął zad, podniósł ogon i siknął na zaskoczoną kobietę. - Oberwałam również ja i mój aparat - mówi rzeczniczka ZOO, która chciała uwiecznić moment zabawy tygrysa i stała obok pani dyrektor. Kan niestety nikogo nie uprzedził, że zamierza to zrobić. - Akurat przeglądałam zdjęcia w aparacie, gdy poczułam coś mokrego na sobie - mówi Chodyła.
- Stanowczo obalam tezę, jakoby mocz tygrysa leczył z czegokolwiek, nawet kataru nie zgubiłam, a zasikana zostałam od stóp do głów - mówi Ewa Zgrabczyńska. Najgorzej było jednak na koniec, gdy panie poszły zdjąć obsikane ubranie. - W ciepłym pomieszczeniu, gdy mocz zaczął parować, przekonałyśmy się doskonale, jak naprawdę śmierdzą tygrysie siki - mówi Chodyła ze śmiechem.