Do wypadku doszło na początku kwietnia 2019 roku. Trzyosobowa załoga karetki jechała do pacjenta w szpitalu w Puszczykowie. Mieli go zawieźć do innego szpitala na hemodynamikę, czyli zabieg ratujący życie. Karetka do pokonania miała przejazd kolejowy w Puszczykowie. I to tam doszło do ogromnego dramatu. Na nagraniu z monitoringu widać, jak ambulans wjeżdża za zamykający się szlaban na przejeździe kolejowym. Zdaniem świadków i kierowcy szlabany wyjazdowe z przejazdu były otwarte. Stalo się jednak tak, że szlabany zamknęły się, gdy karetka była na torach. W rezultacie karetka została tam uwięziona. Wtedy kierowca podjął kolejną tragiczną w skutkach decyzję. Zamiast wyłamać szlaban i uciec z pułapki, zaczął manewrować autem. Chciał je ustawić z boku, równolegle do torów. Niestety stanął tak, że część auta znalazła się na torach przodem do nadjeżdżającego pociągu. Dosłownie kilka sekund później rozpędzony skład z Katowic do Gdyni uderzył w auto. Wypadek przeżył tylko kierowca, Sebastian S. Na miejscu zginął ratownik Artur U., który miał 42 lata i 33-letni lekarz Piotr Ż. W trakcie procesu kierowca przekonywał, że przejazd karetki przez tak zamykające się rogatki było normalnym postępowaniem. Kierowca z samego momentu wypadku niewiele jednak pamięta. - Przepraszam rodzinę ofiar. To jest tragedia również dla mnie. Wspominam to cały czas, myślę codziennie - mówił w sądzie.
Prokurator chce, by kierowca trafił za kratki na cztery lata, ale już rodziny zmarłych tragicznie kolegów kierowcy żądają dla niego ośmiu lat więzienia. Śledczy chce także dla oskarżonego zakazu prowadzenia pojazdów na 6 lat. Ostateczny wyrok w tej sprawie ma zapaść 25 maja.