Poznańska hala Arena już dawno nie była gospodarzem dużej imprezy sportowej. Aż do niedzielnego wczesnego popołudnia, kiedy to na parkiecie zaprezentowały się PGE Vive Kielce oraz Orlen Wisła Płock. Lepszego finału w męskiej piłce ręcznej nie można było sobie wyobrazić.
Polecany artykuł:
Faworytami byli kielczanie, którzy wygrali Puchar Polski w dziesięciu ostatnich sezonach. Mimo to spotkania pomiędzy PGE Vive, a Orlen Wisłą Płock zawsze żądzą się swoimi prawami i nie bez przyczyny nazywane są "świętą wojną". Kibice obu klubów nie darzą się sympatią, co można było odczuć będąc w niedzielę w Arenie. Zresztą jedni i drudzy fani stworzyli niesamowite widowisko na trybunach.
Szczypiorniści obu ekip byli niesieni dopingiem swoich fanów przez 60 minut, a losy wyniku rozstrzygnęły się dopiero w ostatnich sekundach. Na 14 sekund przed końcem Julen Aguinagalde wyprowadził kielczan na prowadzenie (26:25). Ostatnią akcję meczu mieli zawodnicy z Płocka, ale strzał Dana Racotea obronił Vladimir Cupara. Tym samym stało się jasne, że PGE Vive jedenasty raz z rzędu i szesnasty raz w historii zdobywa Puchar Polski. - Graliśmy bardzo mądrze i mieliśmy zimne głowy w najważniejszych momentach. To nam dało zwycięstwo - skomentował Alex Dujszebajew, zawodnik PGE Vive.
Po meczu załamani byli szczypiorniści Orlen Wisły, która postawiła wysoko poprzeczkę bardziej utytułowanym rywalom. Nafciarze do przerwy prowadzili 11:9, a chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy nawet 12:9! To było najwyższe prowadzenie jakiejkolwiek ekipy w całym spotkaniu, co świadczy o tym jak był to wyrównany mecz. - Boli nas ta porażka, ale nie jest to dla nas koniec sezonu. Skupiamy się teraz na końcówce sezonu - mówił Michał Daszek, skrzydłowy płockiego zespołu.
- To był mecz walki, który oscylował wokół remisu. Wisła zagrała bardzo dobrze, a nam nie wszystko nam wychodziło. Mieliśmy dobre momenty, które przeplataliśmy ze złymi. Nie potrafiliśmy na dłużej utrzymać dobrego rytmu - opowiadał Mateusz Jachlewski (PGE Vive). Zresztą w podobnym tonie wypowiadał się trener kieleckiej ekipy Talant Dujszebajew, który wiedział, że jego zawodników stać na lepszą grę. - W ostatnich dwóch meczach nasi kibice mogli dostać zawału. Moja drużyna ma ogromny charakter. Trzeba przyznać, że to nie był nasz dzień. W obronie walczyliśmy, ale w ataku nie mieliśmy najlepszego dnia. Wszyscy razem wytrzymaliśmy i udało się wygrać - przyznał.
Poznań jako gospodarz finału PGNiG Pucharu Polski spisał się bardzo dobrze. Mamy nadzieję, że wielkie wydarzenia sportowe częściej będą gościć w stolicy Wielkopolski.