Wielkopolskie: Koszmar 12 dzieci w rodzinie zastępczej
O siniakach na ciele dwójki dzieci z rodziny zastępczej policję i lekarzy poinformowały przedszkolanki, które pierwsze zauważyły na ciałach dzieci niepokojące ślady. Maluchy od razu trafiły do szpitala, a policja i opieka społeczna zainteresowała się pozostałymi dziećmi z rodzinnego domu dziecka, który był prowadzony przez małżeństwo Annę i Piotra P.
Zobacz: 12 dzieci wyrwane z rąk rodziców zastępczych! Sąsiedzi mówią bez ogródek. "Był tam rygor"
- Po dokonaniu oględzin małoletnich, podjęto decyzję o przewiezieniu dziesięciorga dzieci na oddział pediatryczny Szpitala Powiatowego w Wągrowcu - relacjonuje Nina Swarcewicz z biura prasowego WUW w Poznaniu.
Policja zatrzymała rodziców, a wojewoda wielkopolski od razu zwołał sztab kryzysowy. - Dziękuję wszystkim służbom za zaangażowanie i mobilizację. Dzięki temu udało się szybko zapewnić dzieciom schronienie i miejsce, w którym mogą czuć się bezpiecznie - mówi wojewoda Michał Zieliński. W rodzinnym domu dziecka przebywało 12 dzieci, z czego 3 to dzieci biologiczne i 1 adopcyjne, a 8 dzieci w pieczy zastępczej. Co dniało się w czterech ścianach ich domu? Wyjaśnia to teraz policja.
- Przesłuchane już zostały dzieci. Ich wyjaśnienia Sąd Rodzinny prześle do prokuratury i zostaną one zawarte w aktach sprawy. Dzisiaj (26 maja - przyp. red.) również do prokuratury przesłana zostanie opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej na temat obrażeń dzieci - mówi Super Expressowi Dominik Zieliński, który dodaje, że po przeanalizowaniu materiału dowodowego prokuratura przeprowadzi czynności z zatrzymanymi.
Sąsiedzi mówią bez ogródek. "Był tam rygor"
Rodzina była znana w małym Łęgowie pod Wągrowcem. Mężczyzna był kiedyś wychowawcą w pobliskim ośrodku wychowawczym. Kilka lat temu razem z żoną postanowił utworzyć zawodową rodzinę zastępczą. Po pewnym czasie rodzina postanowiła się jednak wyprowadzić ze swojej rodzinnej miejscowości. Wrócili do Łęgowa ponad roku temu już z 12 dzieci, w tym trójką swoich biologicznych dzieci i jednym dzieckiem adoptowanym. Ósemka dzieci była w pieczy zastępczej.
- To była bardzo zamknięta rodzina, niewiele osób wiedziało, co tam się dzieje - mówią mieszkańcy Łęgowa. Niektórzy mówią, że w wiosce wszyscy wiedzieli, że w tej rodzinie panuje rygor. O niczym więcej sąsiedzi mówić nie chcę.