56-letni Jarosław Gasik był – jak przypominają dziennikarze „Uwagi” – znanym i cenionym restauratorem. Od wielu lat prowadził we Wrześni lokale i sale bankietowe, w których organizował imprezy okolicznościowe. Zatrudniał osiemdziesiąt osób. Koronawirus zniszczył jego firmę.
– Zawsze czuł się odpowiedzialny za lokal, pracowników. Zawsze był zwrócony w stronę pracownika – wspominają w rozmowie z „Uwagą” ci, których zatrudniał. Przyznają, że przed śmiercią, mimo panującego kryzysu, wypłacił wszystkim zaległe pensje. Zawsze troszczył się o ludzi – przyznają jego pracownicy.
O wstrząsającej śmierci restauratora z Wrześni pisaliśmy na naszych stronach. Zobacz: Restaurator powiesił się przez lockdown? Wstrząsające komentarze po jego śmierci. „Takich ludzi będzie więcej”.
Przed kryzysem, jak mówią bliscy zmarłego restauratora, sale bankietowe we Wrześni działały na pełnych obrotach. Teraz od miesięcy świecą pustkami. Firma dostała rządową pomoc, ale to była tylko kropla w morzu potrzeb. Tym bardziej że lokale po dziś dzień stoją puste.
Kilka miesięcy przed śmiercią Jarosław Gasik sfinalizował przedsięwzięcie, które przez lata wymagało milionowych inwestycji. Chodzi o remont zrujnowanego pałacu. Miała tam powstać restauracja i hotel.
Zobacz też: Znany polski restaurator powiesił się. Wszystko przez lockdown
Restauratora najbardziej przytłaczało wielomilionowe zobowiązanie kredytowe związane z remontem zrujnowanego pałacu, w którym miała działać restauracja i hotel. To marzenie Jarosław Gasik spełnił zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią.
– Mieli już gotową restaurację, która była fantastyczna. Kończyli wtedy hotel. Wielkim nakładem środków, ale i z wielkim smakiem, wielką pieczołowitością. Mieli rezerwacje na dwa lata z góry. Uroczy, mili ludzie z wizją. Gdybym miał to najkrócej określić, to powiedziałbym, że to lokalni patrioci – wspomina Robert Makłowicz, który w październiku zdążył odwiedzić odnowiony pałac.
Ale wszystkie plany i marzenia pokrzyżował koronawirus. Restauracje i sale bankietowe były całym życiem przedsiębiorcy z Wrześni. W pewnym momencie doszło do tragedii, której nic nie zapowiadało. Linia życia Jarosława Gasika została nagle przerwana… Jego śmierć była zaskoczeniem dla bliskich, pracowników, sąsiadów, współpracowników. Wszystkich, którzy go znali.
Zobacz też: Restaurator zabił się przez lockdown? Daniami z jego kuchni zachwycał się Makłowicz [ZDJĘCIA]
Co dalej z jego biznesem? – Chcielibyśmy kontynuować dzieło ojca. Zrobimy wszystko, żeby o to walczyć. To zbyt wiele, żeby to, ot tak oddać – mówi w rozmowie z „Uwagą” Jakub Tokarski, zięć zmarłego.