Grażyna F. pod Nowym Tomyślem prowadziła firmę produkującą trumny. Zatrudniała głównie Ukraińców, głównie na czarno. Pracowali w ciężkich warunkach, a gdy jeden z jej pracowników - Wasyl Cz. - zasłabł, bała się zadzwonić po profesjonalną pomoc. Kobieta wiedziała, że stan Wasyla pogarsza się z minuty na minutę, ale poradziła mu jedynie, żeby się położył na zimnej posadzce i… schłodził. Nie sięgnęła po telefon, żeby wezwać pomoc. Reszcie pracowników także tego zabroniła. A Wasyl umierał. - Nagle on przestał oddychać. Siergiej, kolega tego Ukraińca, zaczął mu robić masaż serca, ale to niewiele dało - mówiła w trakcie procesu Grażyna F. Wtedy bizneswomen z pomocą innego Ukraińca załadowała ciało Wasyla do auta. Przez 5 godzin szukała miejsca, gdzie mogłaby je porzucić. W końcu zostawiła go na ścieżce w lesie pod Wągrowcem. Wasyl Cz. miał na rękach jeszcze pracownicze rękawiczki i był cały ubrudzony trocinami z fabryki, tak znalazł go leśniczy. - Jest mi żal… Mam nadzieję, że to dotrze do rodziny Wasyla – próbowała przekonywać sąd kobieta.
CZYTAJ: Zasłabł przy trumnie, wywieźli go do lasu
Na początku roku Grażyna F. została prawomocnie skazana na rok i 10 miesięcy więzienia za nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmieci Ukraińca. Gdy przyszedł czas stawienia się do odbycia kary, zapadła się pod ziemię. Wydano za nią list gończy. Mundurowi właśnie ją znaleźli. Kobieta ukrywała się w Poznaniu, w mieszkaniu innej osoby. Trafiła do aresztu śledczego w Poznaniu.