Grażyna F. jeszcze pół roku temu prowadziła pod Nowym Tomyślem firmę produkującą trumny krematoryjne. Zatrudniała głównie Ukraińców, większość na czarno, płaciła im grosze i w ogóle nie dbała o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Wasyl Cz. (36 l.) pracował tam drugi dzień. Przyjechał do Polski za chlebem. Na Ukrainie zostawił ukochaną żonę i trójkę dzieci.
Ten dzień, gdy Wasyl Cz. nagle się źle poczuł był wyjątkowo upalny. W hali, gdzie pracował było też duszno. - Zobaczyłam, że ten pan się spocił. Wtedy nie wiedziałam nawet, jak miał na imię. Nie skarżył się wcześniej na nic – mówiła w sądzie Grażyna F.
Potem było już tylko gorzej. Kobieta wiedziała, że stan Wasyla pogarsza się z minuty na minutę, ale poradziła mu jedynie, żeby się położył na zimnej posadzce i… schłodził. Nie sięgnęła po telefon, żeby wezwać pomoc. Reszcie pracowników także tego zabroniła. A Wasyl umierał. - Nagle on przestał oddychać. Siergiej, kolega tego Ukraińca, zaczął mu robić masaż serca, ale to niewiele dało - mówi Grażyna F.
Wtedy bizneswomen z pomocą innego Ukraińca załadowała ciało Wasyla do auta. Przez 5 godzin szukała miejsca, gdzie mogłaby je porzucić. W końcu zostawiła ciało na ścieżce w lesie pod Wągrowcem. Wasyl Cz. miał na rękach jeszcze pracownicze rękawiczki i był cały ubrudzony trocinami z fabryki, tak znalazł go leśniczy. - Jest mi żal… Mam nadzieję, że to dotrze do rodziny Wasyla – próbowała przekonywać sąd kobieta.
Kobieta jest oskarżona o nieudzielenie pomocy Wasylowi i nieumyślne doprowadzenie do śmierci. Ukrainiec, który pomagał Grażynie F. ukryć zwłoki odpowie za zacieranie śladów i utrudnianie śledztwa.