Podwójne zabójstwo pod Wągrowcem
Stołężyn to mała wioska na północy Wielkopolski, w której czas płynie spokojnie i wszyscy żyją ze sobą w zgodzie. Mimo to, to jednak tam wydarzyła się ogromna tragedia, której nikt nie potrafi zrozumieć. - Oni nic nie zawinili. Nic nikomu złego nie zrobili - mówią załamani mieszkańcy wioski, w której doszło do dramatu w nocy z wtorku na środę (27 lipca). W jednym z domów w samym sercu wioski Michał R. urządził krwawą jatkę. Mężczyzna przyjechał do domu swojej babci i wujka z sąsiedniego województwa. Dostał się do rodzinnego domu swojego ojca, a to, co wydarzyło się potem przypomina scenariusz najczarniejszych z horrorów. Michał R. sięgnął po nóż i zaczął dźgać swoich bliskich. 79-letnia babcia mężczyzny nie miała szans z rosłym, silnym i agresywnym wnukiem. I ona i jej syn, 49-letni Arkadiusz R. - zginęli od ciosów nożem. - Sprawca zadał swoim ofiarom od kilku do kilkunastu ciosów nożem - mówi Super Expressowi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
ZOBACZ: Podwójne zabójstwo pod Wągrowcem! 22-latek zabił babcię i wujka?!
Wcześniej Michał R. był skazany za groźby karalne wobec swojego ojca, z którym się nie dogadywał i z którym był w konflikcie. Miał nawet zakaz zbliżania się do niego na odległość 100 metrów. Ale dlaczego tym razem zaatakował babcię i wujka? Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć teraz prokuratura. - Podejrzany złożył wyjaśnienia, ale nie potrafił racjonalnie odnieść się do tego, co zrobił - mówi Wawrzyniak. Co to oznacza? Że na pewno będą potrzebne badania sądowo-psychiatryczne. Michała R. będą musieli zbadać psychiatrzy, którzy ocenią, czy w chwili popełniania przestępstwa był poczytalny. Jeśli nie - nie odpowie za zabójstwo, ale trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
Sąsiedzi są w szoku
Tymczasem w Stołężynie wszyscy pogrążeni są w żałobie po śmierci Wandy i Arkadiusza. - Byli spokojni, nikomu krzywdy nie zrobili - mówią sąsiedzi, którzy przypuszczają, że Michał R. mógł dokonać zabójstwa pod wpływem narkotyków albo innych środków odurzających. - Czy podejrzany był pod wpływem jakiś substancji, wykażą zlecone badania toksykologiczne - tłumaczy z kolei Wawrzyniak.
Michał R., wychodząc z prokuratury zakuty w kajdanki, krzyczał do dziennikarzy. - To nie ja, to nie ja.